Skupmy się na tym drugim, zwłaszcza że to nie pierwsza taka zmiana barw w styczniu. Przed chwilą wszyscy ekscytowaliśmy się przecież przejęciem przez Szymona Hołownię senatora KO Jacka Burego. Jeśli lider Polski 2050 utrzyma tempo dwóch transferów tygodniowo, to już gdzieś pod koniec 2023 r. – jeszcze przed wyborami! – będzie miał większość w Sejmie, a może i w Senacie.
Janusz A. Majcherek: Jak oceniać opozycję w autorytarnym państwie
Transfery nie zawsze są złe
Nie jestem ortodoksyjnym przeciwnikiem transferów politycznych. Czyściej, oczywiście, byłoby, gdyby polityk, któremu znudziło się towarzystwo partyjnych kolegów, oddawał mandat przed dołączeniem do nowego towarzystwa. Taki zwyczaj się u nas jednak nie wykształcił (z Sejmu odszedł bodaj tylko Janusz Palikot), więc nie ma co potępiać Burego i Muchy. W szczególności oburzać nie powinni się politycy Platformy, bo łatwo wyciągnąć wtedy Bartosza Arłukowicza, Kazimierza Ujazdowskiego i innych.
Warto się wszakże zastanowić nad sensem takich transferów. Hołownia zyskuje chwilę rozgłosu w mediach, zdobywa reprezentację w parlamencie, może wysłać kogoś poza sobą i Michałem Koboską do programów publicystycznych. Podtrzymuje wśród swych wyborców wiarę, że przetrwa prawie trzy lata bez wyborów. A może nowe nazwiska przyciągną jakiś fragment opozycyjnego elektoratu?
Czytaj też: Gdy opadną maski
„Sprawny kłusownik”
Ale można opowiedzieć także inną historię.