Lokalne i międzynarodowe komentarze dotyczące szacowanej na 120 mln zł transakcji Orlenu, hurtowo przejmującego tytuły Polska Press, koncentrowały się na zagrożeniu dla równowagi i pluralizmu dziennikarstwa w kraju. Sprawa ma jednak także inny, potencjalnie ważniejszy aspekt. Oprócz ustanowienia ścisłej kontroli politycznej nad setkami renomowanych i darzonych zaufaniem tytułów posunięcie to daje rządowi bezpośredni dostęp do uwagi co najmniej 17 mln internautów w Polsce.
Ruch PKN Orlen, opisywany jako osobiste osiągnięcie rzekomego kandydata na premiera Daniela Obajtka, pozwoli prowadzić zakrojone na szeroką skalę, skuteczne i stosunkowo tanie kampanie komunikacyjne bez ryzyka łamania zasad marketingu politycznego. W nowej sytuacji – pod względem dostępnych funduszów i wskaźników zaangażowania użytkowników – każdy konkurent Zjednoczonej Prawicy pozostanie daleko w tyle.
Czytaj też: Co zawiera Orlen Press
Koniec dziennikarstwa? Nie tylko
Łatwo traktować tę sprawę jako przykład autorytaryzmu i ograniczania demokracji w polityce wschodnioeuropejskiej, ale przy bliższym poznaniu obraz staje się bardziej skomplikowany. Polska Press nie została upaństwowiona w stylu sowieckim, lecz w typowo kapitalistyczny sposób. Byli niemieccy właściciele mają wszelkie powody do zadowolenia z umowy, którą można w obecnych okolicznościach określić jedynie jako szczodrą.