Politycy Nowej Lewicy (NL, czyli dawnego SLD) powinni właśnie cieszyć się z historycznej chwili. W sobotę zarząd tej partii podjął ważną decyzję – zatwierdził powołanie dwóch frakcji (Wiosny i SLD), niemal kończąc trwający od ponad półtora roku proces łączenia formacji Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia.
Dawni parlamentarzyści Wiosny stali się parlamentarzystami NL i weszli do rady krajowej tej partii. Pozostało już tylko czekać na kongres zjednoczeniowy i wybrać władze wspólnej formacji. Może bardziej zjednoczona Lewica, załatwiwszy już kwestię połączenia, mogłaby skuteczniej zająć się innymi problemami – tym, że jest kojarzona niemal wyłącznie przez pryzmat kwestii światopoglądowych, poglądy gospodarcze jej elektoratu nie zgadzają się z jej programem lub tym, że jej liderzy nie potrafią wzbudzić entuzjazmu wyborców.
Lewica z coraz większą liczbą problemów
Ostatnie tygodnie sprawiły jednak, że problemy Lewicy mnożą się, zamiast znikać. Od miesięcy słychać było plotki o niezadowoleniu panującym w strukturach dawnego SLD w związku z niesprawiedliwym – zdaniem członków Sojuszu – podziałem władzy we wspólnej partii. Obie frakcje mają bowiem mieć po jednym współprzewodniczącym na poziomie centralnym i wojewódzkim. Wiosna, mająca znacznie mniejsze struktury niż dawne SLD, dostaje więc do ręki niemal tyle samo władzy, co Czarzasty i spółka. Choć jednak o tych napięciach można było usłyszeć nieoficjalnie, to ostatnio konflikt stał się publiczny i spektakularnie eskalował.
Zaczęło się 5 lipca, gdy przewodniczący NL zawiesił jednego z jej wiceprzewodniczących, europosła i szefa śląskich struktur partii Marka Balta, a także dwóch radnych tamtejszego sejmiku wojewódzkiego.