Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czarzasty kontra buntownicy. Lewica jednoczy się przez podział

Włodzimierz Czarzasty, szef SLD Włodzimierz Czarzasty, szef SLD Wojciech Habdas / Agencja Gazeta
Zawieszając swoich przeciwników, Włodzimierz Czarzasty uwiarygodnił ich zarzuty o autorytarne metody zarządzania. Jednak z perspektywy przyszłości Lewicy to on ma rację.

Politycy Nowej Lewicy (NL, czyli dawnego SLD) powinni właśnie cieszyć się z historycznej chwili. W sobotę zarząd tej partii podjął ważną decyzję – zatwierdził powołanie dwóch frakcji (Wiosny i SLD), niemal kończąc trwający od ponad półtora roku proces łączenia formacji Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia.

Dawni parlamentarzyści Wiosny stali się parlamentarzystami NL i weszli do rady krajowej tej partii. Pozostało już tylko czekać na kongres zjednoczeniowy i wybrać władze wspólnej formacji. Może bardziej zjednoczona Lewica, załatwiwszy już kwestię połączenia, mogłaby skuteczniej zająć się innymi problemami – tym, że jest kojarzona niemal wyłącznie przez pryzmat kwestii światopoglądowych, poglądy gospodarcze jej elektoratu nie zgadzają się z jej programem lub tym, że jej liderzy nie potrafią wzbudzić entuzjazmu wyborców.

Lewica z coraz większą liczbą problemów

Ostatnie tygodnie sprawiły jednak, że problemy Lewicy mnożą się, zamiast znikać. Od miesięcy słychać było plotki o niezadowoleniu panującym w strukturach dawnego SLD w związku z niesprawiedliwym – zdaniem członków Sojuszu – podziałem władzy we wspólnej partii. Obie frakcje mają bowiem mieć po jednym współprzewodniczącym na poziomie centralnym i wojewódzkim. Wiosna, mająca znacznie mniejsze struktury niż dawne SLD, dostaje więc do ręki niemal tyle samo władzy, co Czarzasty i spółka. Choć jednak o tych napięciach można było usłyszeć nieoficjalnie, to ostatnio konflikt stał się publiczny i spektakularnie eskalował.

Zaczęło się 5 lipca, gdy przewodniczący NL zawiesił jednego z jej wiceprzewodniczących, europosła i szefa śląskich struktur partii Marka Balta, a także dwóch radnych tamtejszego sejmiku wojewódzkiego. Oficjalnie radni zostali zawieszeni za poparcie w głosowaniu wotum zaufania i absolutorium dla kontrolowanego przez PiS zarządu województwa, a Balt za brak reakcji na ich decyzję.

Inaczej jednak zinterpretowali to przeciwnicy Czarzastego. Były premier Leszek Miller stwierdził, że przewodniczący zawiesił Balta (jednego ze swych najsilniejszych rywali) w odwecie za wcześniejszą uchwałę śląskiej rady wojewódzkiej NL. Ta bowiem wezwała regionalnego lidera do zaskarżenia Czarzastego przed partyjny sąd, jeśli ten – zgodnie z czerwcowym wezwaniem rady krajowej – nie zwoła na 11 września konwencji partii. Przed tym zaś wicemarszałek Sejmu się broni, bo choć konwencja miała oficjalnie służyć uczczeniu dokonań SLD, to buntownicy chcieli ją wykorzystać do wprowadzenia osłabiających Wiosnę zmian w statucie Nowej Lewicy.

Polityczne obrady pod obstawą

Odpowiedzią na zawieszenie był list skierowany do Czarzastego przez 17 parlamentarzystów Lewicy – aż 16 z 24 wywodzących się z SLD posłów oraz senatora Wojciecha Koniecznego z PPS. Skrytykowali oni decyzję lidera, stwierdzając zarazem, że zarzut wobec Balta „sformułowany przez architekta negocjacji z PiS w sprawie Krajowego Planu Odbudowy zawiera w sobie potężny ładunek komiczny”. Czarzasty nie zareagował na ich żądanie zwołania zarządu partii na 10 lipca, a tydzień później tuż przed posiedzeniem zawiesił aż sześć osób – podpisanych pod listem buntowników, w tym ich lidera Tomasza Trelę. Po rozpoczęciu obrad (których miejsce nagle zmieniono i obstawiono ochroną), gdy okazało się, że liderowi wciąż brakuje większości do powołania frakcji – jeszcze dwóch. Ostatecznie frakcje zostały powołane, ale gdy członkowie partii publicznie wzywają lidera na ubitą ziemię (Trela) czy oskarżają o stalinowskie metody (Joanna Senyszyn), to trudno spodziewać się rychłego zakończenia konfliktu.

„Nie zawiesiłem swoich przeciwników, tylko osoby, które działały na szkodę partii”. Tak Czarzasty tłumaczył swoje ostatnie działania. To prawda, że podział władzy w Nowej Lewicy jest dla Wiosny korzystny. Zawieszając swoich przeciwników Czarzasty uwiarygodnił zaś ich zarzuty o autorytarne metody zarządzania. Jednak z perspektywy przyszłości Lewicy to on ma rację. W interesie sojuszu jest konsolidacja Wiosny i dawnego SLD, wybór wspólnych władz i zajęcie się problemami, które sprawiają, że notowania Lewicy są dziś znacząco poniżej jej wyniku wyborczego. Buntownicy zarzekają się, że nie chcą negować połączenia z Wiosną i uważają, że podział władzy dałoby się renegocjować. Liderzy partii Biedronia zagrozili jednak, że zmiana warunków połączenia oznaczałaby „podział i pójście własnymi drogami”.

Słowa te mogą być blefem, a rozwiązana w czerwcu i niemająca wielkich szans na samodzielne przekroczenie progu wyborczego Wiosna ostatecznie by uległa. Ryzykiem byłoby jednak doprowadzenie do pierwszego podziału koalicji. Drugi mógłby nastąpić w razie przejęcia władzy przez buntowników i zbliżenia z Platformą, której przeciwnicy Czarzastego są znacznie bardziej przychylni niż obecny przewodniczący. Zbyt bliskiej współpracy z formacją Donalda Tuska są bowiem niechętni politycy Razem, a i buntownicy do Razemków miłością nie pałają. Udany bunt mógłby więc w skrajnym przypadku doprowadzić do tego, że w parlamencie zamiast jednej Lewicy mielibyśmy trzy lewice, a każda z nich miałaby marne szanse na samodzielne wejście do parlamentu. Politycy dawnego SLD i Wiosny mogliby szukać odnowienia mandatów jako słabszy partner u boku PO, a Razem zostałoby skazane na pożarcie.

Czarzasty ma kilka sztuczek w zanadrzu

Tymczasowe przynajmniej zduszenie buntu przez Czarzastego zmniejsza szanse takiego scenariusza, ale jego sposób prowadzi do kolejnych pułapek. Zbuntowani członkowie zarządu, którzy nie uznają decyzji o swoim zawieszeniu, zwołali na 31 lipca radę krajową partii. Zgodnie ze statutem mogą spróbować podczas niej odwołać Czarzastego i powołać nowy zarząd. Tej decyzji jednak lider nie uzna – jak argumentuje, jedynie on sam może zwołać radę krajową, a zatem jej posiedzenie zarządzone przez kogo innego będzie niczym więcej jak spotkaniem przy kawie i ciastkach. Nie można jednak wykluczyć scenariusza, w którym w Nowej Lewicy będą funkcjonowały dwa nieuznające się wzajemnie ośrodki władzy, a sprawa rozstrzygnie się w sądzie.

Czarzasty ma kilka sztuczek w zanadrzu. Po pierwsze, jak przekonuje jeden z lojalistów, partyjny sąd cechuje się „genem lojalności” wobec przewodniczącego, a zatem zapewne zdecyduje o wyrzuceniu buntowników z partii. Po drugie, na jego posiedzenia często trzeba długo czekać, a do momentu rozstrzygnięcia – niezależnie od tego, jakie ono będzie – zawieszeni członkowie NL są pozbawieni czynnego i biernego prawa wyborczego i nie mogą wystartować w wyborach na przewodniczącego na kongresie. Po trzecie wreszcie, decyzja sądu wcale nie musi być konieczna do wyrzucenia buntowników. Czarzasty jako lider frakcji SLD jednoosobowo decyduje bowiem o tym, kogo do niej przyjmie, a kogo nie. Tymczasem zgodnie ze statutem nieprzyjęcie do żadnej z frakcji skutkuje ustaniem członkostwa w partii.

Sytuacja w Nowej Lewicy jest na tyle dynamiczna, że trudno przewidzieć dziś jej zakończenie. Skala buntu przeciw przewodniczącemu jest duża, ale wciąż ma on szansę – również dzięki statutowym kruczkom – doprowadzić do kongresu zjednoczeniowego i dokończyć fuzję na ustalonych wcześniej warunkach. Niezależnie od ostatecznego efektu Lewica wyjdzie z kryzysu mocno poobijana, a zapewne i z mniej liczną reprezentacją parlamentarną. Przywrócenie wiary wyborców w nią będzie bardzo trudne. A jeźdźca na białym koniu na horyzoncie nie widać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną