Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Atak za wyrok TSUE, czyli jazda po przodkach. I w tym cały sęk

Premier Morawiecki na zjeździe klubów „Gazety Polskiej”, 10 lipca 2021 r. Premier Morawiecki na zjeździe klubów „Gazety Polskiej”, 10 lipca 2021 r. Filip Błażejowski / Forum
Jako zdeklarowany empirysta postanowiłem poczekać do 28 lipca i bezpośrednio doświadczyć tego, co ułożono pod przewodem p. Sakiewicza na łamach „Gazety Polskiej”.

Sprawa sędziego TSUE p. Safjana stała się dość głośna po otwartym liście byłych sędziów TK, protestujących przeciwko planowanej na środę 28 lipca 2021 r. okładce „Gazety Polskiej” (dalej „GP”), reklamującej się jako „Strefa Wolnego Słowa. Tygodnik Niepodległego Polaka w każdą środę w Twoim kiosku”. List został opublikowany 26 lipca. Niektórzy publicyści postanowili wypowiedzieć się na temat fotograficznego kolażu mającego symbolizować wolnościowo-niepodległościowo-kioskarskie przesłanie „GP” jeszcze przed ukazaniem się tegoż pisma. Mogłem jeszcze uzupełnić swój felieton z zeszłego tygodnia, ale jako zdeklarowany empirysta epistemologiczny postanowiłem poczekać do 28 lipca i bezpośrednio doświadczyć tego, co ułożono pod przewodem p. Sakiewicza.

Ewa Siedlecka: Odgłosy z rynsztoka

„Wydał wyrok na Polskę”

Nabyłem egzemplarz datowany na 27 lipca–3 sierpnia i od razu znalazłem to, czego szukałem. Okładka zawiera zdjęcie p. Safjana (bez nazwiska) w urzędowej todze, a na jej prawej stronie widnieje napis: „Wydał wyrok na Polskę”. Na stronie lewej informacja: „Syn hitlerowskiego funkcjonariusza Grenzschutzu i współpracownika sowieckiej Informacji Wojskowej, autora »Stawki większej niż życie«, uzasadnił absurdalny wyrok TSUE wymierzony w Polskę”. W tle widzimy sylwetki dwóch popularnych wykonawców serialu (E. Karewicza i S. Mikulskiego) w hitlerowskich mundurach, ozdobionych sędziowskim żabotem. Lewostronny tekst jest niezbyt spójny gramatycznie, ponieważ niedoinformowany czytelnik może wyprowadzić wniosek, pośrednio sugerowany przez symbolicznie umundurowane postacie, że wyrok TSUE był uzasadniany nie przez syna, ale przez ojca. Mniejsza o ten kolejny przejaw paralogicznej osobowości p. Sakiewicza i jego współpracowników, bo i tak wiadomo, jaka była intencja tej okładki.

Opisaną fotograficzną kombinację uzupełnia trzystronicowy artykuł autorstwa p. Lisiewicza, zastępcy red. naczelnego, pt. „Wydał wyrok na Polskę” (replika okładki) i z podtytułem (nowa informacja): „Zanim trafił do TSUE, bronił prawa dzieci komunistów do orzekania w sprawie lustracji”.

Uzasadnieniem dla ostatniego zdania jest to, że p. Safjan (w 2016 r.) krytykował ataki na sędzię p. Mojkowską (w 2006 r.) za to, że sądziła w sprawie lustracyjnej (nie swojej rodziny, ale p. Gilowskiej), i sędziego p. Tuleyę (w 2013 r.) za wyrok kwestionujący praktyki CBA (w toczącej się od 2007 r. głośnej sprawie kardiochirurga Mirosława G. – warto tu przypomnieć słowa p. Ziobry zaraz po zatrzymaniu podejrzanego: „Ten pan już nikogo nie zabije”) jako porównywalne z tym, co działo się w czasach stalinowskich.

Oba orzeczenia były dyskutowane (pomijam szczegóły), ale p. Lisiewicz zapomniał dodać, że p. Kochanowski, ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich („GP” winna mieć chyba do niego zaufanie), stwierdził, że gdyby był sędzią, wydałby taki sam wyrok jak p. Mojkowska, a p. Tuleya wprawdzie kwestionował sposób działania CBA (m.in. umieszczenie agenta w szpitalu i uwiedzenie pielęgniarki), ale wydał wyrok skazujący (sprawa nadal się toczy).

Tak czy inaczej, p. Tuleya nie orzekał w sprawie lustracyjnej, p. Mojkowska nie występowała jako dziecko komunistów, a cały myk p. Lisiewicza polega na próbie jazdy po przodkach rzeczonej sędzi i rzeczonego sędziego, aby zakwestionować ich prawo do wykonywania zawodu z powodu ich „rodzinnej genetyki”. Rzecz zgrabnie ujął p. Szumański, publicysta prasy polonijnej. Stwierdził w 2017 r.: „Podobnie jak sędzia Tuleya Mojkowska wywodzi się z czerwonej familii”. Tenże znawca przedrukował na swoim blogu 23 lipca list pewnego Polonusa do chicagowskiego „Kuriera Codziennego” (profil podobny do „GP”), w którym czytamy m.in.: „Nie brakuje też w tej galerii bezprawników Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego niejakiego prof. Juliana Polan-Harashina, zięcia kardynała Franciszka Macharskiego, który jako wiceszef Sądu Woskowego wydał kilka wyroków śmierci na działaczy Armii Krajowej. Brał łapówki za wydawanie fałszywych dyplomów magistrów prawa, a gdy się sprawa wydała, to podpalił akta w dziekanacie. Na krótko został aresztowany, a po zwolnieniu nadal donosił na Kościół do SB wszystko, co usłyszał od szwagra Franciszka Macharskiego i małżonki”.

Wynika z tego, że kard. Macharski miał córkę. Haraschin nie mógł podpalić dziekanatu, bo siedział wtedy w więzieniu (pożar tego dziekanatu Wydziału Prawa UJ miał miejsce w 1964 r.). Nie twierdzę, że p. Szumański ma jakiekolwiek realne związki z „GP”, ale jego sposób myślenia jest analogiczny. Woskowy gabinet osobliwości czeka na nich.

Czytaj też: Zderzenie dwóch trybunałów

Prof. Safjan z „czerwonej familii”

Jak donosi (pardon, „ustala”) p. Lisiewicz, p. Safjan też pochodzi z czerwonej familii. A skoro odczytał w imieniu TSUE wyrok kwestionujący legalność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, to „nie powinno dziwić, że Safjan jest gorącym przeciwnikiem zmian w sądownictwie”, aczkolwiek zdecydowanie brakuje tutaj wyjaśnienia, o jakie zmiany biega. O ile wiadomo, p. Safjan jest gorącym przeciwnikiem „reform” wprowadzanych przez tzw. dobrą zmianę, ale zdecydowanym zwolennikiem takich, które przyspieszą postępowania sądowe.

Pan Lisiewicz, jak wynika z jego życiorysu w Wikipedii, był w młodości związany ze środowiskiem kibolskim (zwracam uwagę, że informacja dotyczy jego biografii, a nie jego przodków). Być może wtedy uznał trafność jednego z przykazań kibica, mianowicie: „Na pomidory nie żałuj grosza, wal nimi celnie w sędziego kalosza”. I wali w rozwijaniu czerwonego rodowodu p. Safjana. Przedstawia dość szczegółowo życiorys jego ojca i cytuje słowa syna: „A cóż ja mam wspólnego z moim ojcem? Opuścił naszą rodzinę, gdy miałem trzy lata. Sprzeciwiałem się jego poglądom”. Pan Lisiewicz „falsyfikuje” tę wypowiedź informacją związaną z oskarżeniem Safjana (seniora) o donos na kolegę w czasie wojny. I powiada, że syn jednak miał z ojcem wiele wspólnego, „gdy wyszła na jaw sprawa donosu”, bo jak oświadczył ten drugi: „Materiały przeczytali mój syn Marek, moja żona i paru przyjaciół. Wspierali mnie, pisali o tym”.

To fragment wywiadu z 2002 r. udzielonego pismu „Przegląd”, postkomunistycznego, jak dodaje „GP”. Ale pomija, że Safjan (senior) zaprzeczył oskarżeniom. W tym kontekście zrozumiałe, że prosił syna (inne osoby pomijam) o przeczytanie dokumentów w sprawie. Nie wiem, czy p. Safjan (junior) wspierał swego ojca, ale p. Lisiewicz też tego nie wie. Kwestionuje a limine wszystko, co obaj Safjanowie twierdzą. Z jednym wyjątkiem – że syn wspierał ojca, i to wyrażonym na łamach tygodnika, który z natury rzeczy kłamie.

Przyjmijmy wersję najkorzystniejszą dla p. Lisiewicza, tj. że M. Safjan rzeczywiście wspierał ojca oraz że oskarżenie o donos jest prawdziwe (podobno znalezione potem dokumenty to potwierdzają). Czyżby p. Lisiewicz, przypuszczam, że osoba deklarująca respektowanie wartości chrześcijańskich, kwestionował prawo syna do zainteresowania się problemem ojca i wspierania go w trudnej sytuacji, nawet gdy relacje między nimi były takie, jak opisane przez pierwszego? Zadziwia nie tylko osobliwa moralność p. Lisiewicza, ale również ogrom jego paralogiczności przy wyprowadzaniu wniosku: „syn miał z ojcem wiele wspólnego, gdy wyszła na jaw sprawa donosu”. Trudno oprzeć się stwierdzeniu analogii pomiędzy tokiem argumentacji p. Lisiewicza i produkcjami z uznaniem cytowanymi przez p. Szumańskiego. Obaj uwielbiają jazdę po relacjach rodzinnych.

Prof. Marek Safjan dla „Polityki”: Projekt PiS to krok w stronę wyjścia z UE

Bareja by tego nie wyreżyserował

Przyznaję, że tylko sporadycznie mam do czynienia z „GP”, być może dlatego, że nie posiadam własnego kiosku, a na pewno z powodu innego rozumienia strefy wolnego słowa oraz niezaliczania się do Niepodległych Polaków (aczkolwiek cenię sobie bycie obywatelem suwerennej Polski). Lektura numeru datowanego na przełom lipca i sierpnia 2021 r. okazała się ciekawa również z powodu znalezienia w nim felietonu mojego ulubionego p. Rachonia z cyklu „Jedziemy”, bliźniaczego (ten sam tytuł) w stosunku do występów tegoż autora i jego gości w wiadomej telewizji.

Od razu się wyjaśniło, dlaczego p. Lisiewicz i jeszcze jeden redaktor (nazwiska nie pomnę, był z Polskiego Radia 24 i miał straszliwie spiętą buzię) omawiali sprawę p. Safjana w TVP(Dez)Info, baraszkując pod Rachoniową batutą w formie i treści à la już wówczas drukujący się numer z okładką ułożoną m.in. z motywów „Stawki większej niż życie”. Zastępca naczelnego „GP” okazał się wyjątkowym łaskawcą, bo zadeklarował na wieść o przyznaniu (przez TSUE) ochrony dla p. Safjana, że sam może odegrać rolę ochroniarza.

Nie wiem, jaką posturę ma p. Lisiewicz. Niewykluczone, że solidną, ale jakby nie było, lepiej, gdy będzie ochraniał p. Pawłowicz, gdy ta udaje się na zakupy. I oszczędzi wydatków polskim podatnikom, i wyjdzie naprzeciw słowom p. Lichockiej (znanej z niestandardowych gestów przy odgarnianiu włosa z policzka): „Nie słyszałam prof. Safjana ani jego przyjaciół, aby bronili np. prof. Pawłowicz”. A przede wszystkim zapewni spokój autorce (tj. prof. Krystynie) słów: „Za mną było (...) polskie godło. Zgrabnie korona Orła spoczęła na mojej głowie, a orle skrzydła uskrzydliły moją głowę”, wyjątkowo godnych w wydaniu Niepodległych Rodaków.

W poprzednim felietonie korzystałem z Barei. Gdyby mu powiedziano, że w 2021 r., 30 lat po upadku ustroju, który wyśmiewał, będzie emitowany program „W tyle wizji”, pewnie nie uwierzyłby, że w TVP (określanej jako tzw. publiczna TVN, tj. stacja, którą mocodawcy p. Kurskiego chcą zlikwidować) możliwe są takie pogaduchy jak np. p. Feusette z p. Ogórek, p. Wolskiego z p. Łosiewicz, p. Janeckiego z p. Łęskim czy p. Świetlika z kimkolwiek z poprzednio wymienionych oraz występy p. Rachonia, p. Stankowskiego, p. Jakimowicza, p. Lisiewicza etc. I powiedziałby: „Sam nie wyreżyserowałbym podobnych przedstawień”.

Przypuszczalnie podobnie odniósłby się do publicystycznych produkcji „GP” i p. Szumańskiego. A p. Gliński (Piotr) przekonuje: „Wy [Kluby „Gazety Polskiej”] jesteście solą polskiej ziemi, wy jesteście takim naszym społeczeństwem obywatelskim”. Rzecz podsumował p. Morawiecki: „Dlatego dziś szczególnie potrzebujemy także was: klubowiczów, sympatyków »Gazety Polskiej« i wszystkich polskich patriotów”. Nie zawodzi się, bo klubowicze stają w potrzebie, np. manifestując przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego w rytm wrzasków p. Macierewicza, wiceprezesa PiS, o eliminacji zdrajców.

Czytaj też: Jest projekt likwidujący Izbę Dyscyplinarną SN

„Wyrok na zamówienie Komisji Europejskiej”

Jazda p. Lisiewicza po pochodzeniu p. Safjana ma określony sens retoryczny. Teoria retoryki wyróżnia tzw. argumentację perswazyjną, tj. stopniowe multiplikowanie i nasilanie elementów mających na celu oddziaływanie na psychikę odbiorcy, od którego oczekuje się akceptacji określonej konkluzji. W takich zabiegach nie musi być nic gorszącego, np. trudno zarzucić lekarzowi, gdy perswaduje w celu przekonania pacjenta, że powinien poddać się określonej terapii. Bywa jednak inaczej, w szczególności gdy mamy do czynienia z argumentem ad personam (wymierzonym w osobę), tj. pozamerytorycznym, w którym dyskutant porzuca właściwy spór i zaczyna opisywać faktyczne lub rzekome cechy swego przeciwnika bądź jego dokonania w celu zasugerowania audytorium (tj. odbiorcom, np. czytelnikom, słuchaczom radia lub telewidzom), że poglądy oponenta są fałszywe, a praktyczne działania niemoralne, bezprawne, stronnicze etc.

W przypadku p. Lisiewicza chodzi oczywiście o to, że wyrok TSUE jest wątpliwy (czy nawet bezwartościowy), bo został ogłoszony przez p. Safjana wywodzącego się z czerwonej familii, na dodatek syna kogoś, komu można zarzucić popełnienie wyjątkowo niegodnego czynu. Wszelako p. Lisiewicz tworzy tzw. pozorny związek przyczynowy, tj. uznaje familijną koincydencję za przyczynę takiego, a nie innego postępowania p. Safjana jako sędziego TSUE. Ta sprawa nie ma wyłącznie indywidualnego charakteru, tj. nie dotyczy tylko konkretnej osoby. Pan Safjan jest funkcjonariuszem UE, a więc wspólnoty, do której należy także Rzeczpospolita Polska, a więc jest osobą publiczną państwa polskiego. Nie ma wątpliwości, że produkcje p. Lisiewicza są przestępstwem w świetle polskiego prawa karnego. Wspomniany list byłych sędziów TK zwraca na to uwagę i wyraża oczekiwanie, że prokuratura zajmie się tą sprawą. Podobnie trzeba ocenić stwierdzenie p. Ziobry (o wyroku TSUE): „Mamy do czynienia z politycznym wyrokiem wydanym na polityczne zamówienie Komisji Europejskiej”.

Czytaj też: Miażdżący wyrok Strasburga. Neo-KRS politycznie sterowana

Andrzeja Dudy nie było w domu

Rzecz ma jeszcze ogólniejszy charakter. Wprawdzie dobrozmieńcy wadzą się z UE m.in. z powodu stanowiska TSUE, ale kombinują na potęgę, aby coś ugrać. Pan Morawiecki ubolewa, że Izba Dyscyplinarna nie spełnia oczekiwań i nie interweniuje np. w sprawie pijanych sędziów. Czyżby zapomniał, że nie po to została powołana, ale w celu ścigania takich sędziów jak np. Tuleya i Juszczyszyn? Krajowa Rada Sądownictwa narzeka: „Należy zauważyć z żalem, że Trybunał postanowił odnosić się nie do faktów, lecz do obaw i wrażeń, których uwzględnianie przynależy do sfery polityki i publicystyki”, ale chyba udaje, że KRS, jaka jest, każdy (poza nią i jej zwierzchnością) widzi.

Pani Manowska nagle postanowiła poćwiczyć sztukę epistolarną w sprawie potrzeby zmian statusu „dyscyplinarsów”, aczkolwiek jeszcze dwa tygodnie nazad była innego zdania. Sama z siebie w obu wypadkach? Pan Duda też gromko zapowiada zmiany – przypominam, że zawetował pierwotny projekt, zapewne z powodu nasilających się protestów (wygląda na to, że wziął udział w farsie upominania go przez Jego Ekscelencję), skombinował (lub podyktowano mu) nowy projekt z Izbą Dyscyplinarną i odpowiednim sposobem wyboru Pierwszego Prezesa SN (beneficjentem została m.in. p. Manowska), a teraz udaje, że go wtedy nie było w domu (pewnie bawił na wakacjach na San Escobar).

Te postawy dobrze reprezentuje p. Szynkowski vel Sęk (nomen omen) w słowach: „Śmierć Stefana Michnika oskarżonego o 93 zbrodnie przeciwko ludzkości bez poniesienia odpowiedzialności to haniebne zaprzeczenie zasadom sprawiedliwości i prawa międzynarodowego. Ilekroć ktoś ze szwedzkich polityków będzie pouczał w sprawie rządów prawa, będę to przypominać”.

Polska ocena zmarłego, o którym mowa w tym cytacie, to jedna sprawa, natomiast wiceminister spraw zagranicznych winien wiedzieć, że Szwecja nie dopuszcza ekstradycji swoich obywateli, o ile podstawą stosownego wniosku jest popełnienie przestępstwa podlegającego przedawnieniu wedle prawa szwedzkiego. I tacy mędrcy liczą na to, że będą poważnie traktowani w świecie. I w tym właśnie prawdziwy sęk, polegający m.in. na tym, że p. Biden zapytany o wizytę p. Dudy w USA odrzekł, że nie ma takiego zaproszenia. Wiadomo, że Biały Dom przygląda się poczynaniom władz polskich, zapewne także akceptowanej przez nie jeździe po rodzinach, przypominającej to, co działo się w marcu 1968 r.

Czytaj też: Wojna PiS z UE może być jeszcze droższa

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną