Po blisko miesiącu od aroganckiej odpowiedzi rządu stwierdzającego de facto, że nie wykona orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczących postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów, Komisja Europejska ogłosiła, że wnioskuje do TSUE o karę dla Polski. I rozpoczyna postępowanie prowadzące do kolejnej skargi do TSUE: za niewykonywanie wyroku. O wysokości kary zadecyduje TSUE. Formalnie nic go w tym nie ogranicza. Komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders w rozmowie z „Financial Times” uznał, że powinno to być 1 mln euro dziennie za każdy dzień niewykonania wyroku. Pieniądze mogłyby być odliczane od należnych Polsce dotacji.
Jednocześnie przyhamowane zostały negocjacje w sprawie zatwierdzenia polskiego Krajowego Planu Odbudowy. Didier Reynders i komisarz ds. gospodarczych Paolo Gentiloni potwierdzają, że powodem są obawy o przestrzeganie przez Polskę unijnego prawa, skoro negowana jest jego nadrzędność (sam premier zaskarżył je do Trybunału Julii Przyłębskiej) i nie ma gwarancji dla niezależności polskich sądów. Reynders powiedział też, że Unia nie będzie chciała wypłacić Polsce środków w ramach KPO, dopóki nie dojdzie do „realnej zmiany w Izbie Dyscyplinarnej SN”.
PiS uruchamia retorykę wojenną
Formalnie nie można odmówić tych pieniędzy, powołując się na zasadę „pieniądze za praworządność”, bo trzeba by najpierw wdrożyć skomplikowaną procedurę przewidzianą unijnym rozporządzeniem i stwierdzić „poważne ryzyko wpływu w sposób wystarczająco bezpośredni na należyte zarządzanie finansami w ramach budżetu Unii lub na ochronę interesów finansowych Unii”. Jednak można opóźniać negocjacje nad zatwierdzeniem KPO – i to właśnie się dzieje. Tak więc po kolei spełniają się prognozy głoszone od co najmniej pięciu lat o możliwych twardych i wymiernych reperkusjach za łamanie praworządności.