Z rozmów z politykami PiS oraz publicznych wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego dla PAP i RMF FM da się tę rekonstrukcję zrekonstruować jeszcze przed jej ogłoszeniem. Co zatem – z prawdopodobieństwem 99 proc. – wiemy?
Czytaj też: Kolejka do ucha prezesa PiS
Kowalczyk wraca do rządu?
Nowym ministrem rozwoju zostanie Piotr Nowak, były wiceminister finansów, obecnie doradca w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Nowak nigdy nie był posłem, zdarzyło mu się nawet krótko współpracować z Bronisławem Komorowskim, ale moi rozmówcy uważają, że nie jest typowym technokratą, przejawia zainteresowanie polityką i umie z politykami PiS rozmawiać. Jego resort nie będzie jednak tak duży jak za Gowina; dział „praca” już powędrował do ministerstwa rodziny, a „turystyka” ma sobie pójść do powracającego ministerstwa sportu.
Do ministerstwa klimatu przyjdzie za Michała Kurtykę Anna Moskwa, ostatnio dyrektorka w Orlenie, wcześniej wiceminister w nieistniejącym już ministerstwie gospodarki morskiej. Kurtyka od tak dawna nosił się z zamiarem odejścia, że Kaczyński poszedł mu w końcu na rękę, nawet jeśli na finiszu minister zaczął zmieniać zdanie i próbował utrzymać się na stanowisku.
Nowym ministrem sportu zostanie poseł Partii Republikańskiej Kamil Bortniczuk, który już wiele miesięcy temu jako jeden z pierwszych opuścił Gowina, a teraz odbierze za to nagrodę. Jednym z jego zastępców będzie poseł na razie niezrzeszony Łukasz Mejza, którego też trzeba było uwzględnić w nowej układance, bo jest ambitny, marzy o stanowisku, a co najważniejsze – głosuje tak, jak Nowogrodzka każe.
I wreszcie najciekawsza może zmiana – z fotelem ministra rolnictwa pożegna się Grzegorz Puda (być może będzie wiceministrem), a zastąpi go Henryk Kowalczyk, były szef stałego komitetu Rady Ministrów za czasów Beaty Szydło, a potem krótko minister środowiska. Według portalu wPolityce.pl Kowalczyk ma mieć nawet tytuł wicepremiera.
Do tego – podobno – ma być jeszcze parę zmian wiceministerialnych, jakiegoś sekretarza stanu ma ponoć dostać Solidarna Polska, ale tu już pewności nie ma.
Czytaj też: Morawiecki kontratakuje w Sejmie. Zniszczone i zużyte karty
Czysta polityka
Co zatem zmieniają te zmiany? Nikt nie próbuje nawet udawać, że chodzi o cokolwiek innego niż czystą politykę. Rok temu ministerstwo sportu zostało – jako zbędne – zlikwidowane, teraz jest przywracane. Wicepremier Piotr Gliński (który przez ostatni rok zajmował się zarówno kulturą, jak i kulturą fizyczną, próbował protestować, ale Kaczyński brutalnie go zgasił: „Bardzo sobie cenię, lubię i rozumiem wicepremiera Glińskiego. Jednak jest potrzeba stworzenia resortu sportu i nie ma co zwlekać z decyzjami w tej sprawie”.
W tej sferze czystej polityki nasuwa się zaś kilka wniosków.
Pierwszy to nadspodziewana twardość negocjacyjna Partii Republikańskiej. Z Kaczyńskim targował się Adam Bielan, jeden z najlepiej znających prezesa PiS polityków, który miał w dodatku za plecami całą grupę prących do posad posłów. A Kaczyński nie bardzo mógł im odmawiać, bo większość jest krucha. Bielaniści zrobili nawet małą demonstrację siły, nie biorąc udziału w dwóch technicznych głosowaniach; potem drwiąco mówili, że następnym razem postarają się bardziej zmobilizować. Tuż po tych głosowaniach Kaczyński ogłosił w PAP nominacje dla Bortniczuka i Mejzy (który jest już podobno wiceprezesem Partii Republikańskiej i ma dołączyć do klubu PiS).
W PiS ten styl negocjacji republikanów bardzo się nie spodobał, niektórzy posłowie porównują nawet Bielana do Gowina. Ale jest też w partii Kaczyńskiego świadomość, że tylko w ten sposób i z takim koalicjantem można dojechać do końca kadencji. Bielan wywalczył w rozmowach z Kaczyńskim najwięcej, smakiem obeszła się grup(k)a wiceministra obrony Marcina Ociepy, zwana złośliwie związkiem zawodowym wiceministrów.
Wniosek drugi – PiS śmiertelnie poważnie traktuje swoje kłopoty z elektoratem wiejskim. Odwołanie niepopularnego na wsi Pudy (który był twarzą „piątki dla zwierząt”) i sięgnięcie po kojarzącego się z Szydło Kowalczyka pokazuje, o czyje głosy będzie teraz najmocniej zabiegał PiS. Swoją drogą, wychodzi tu szamotanie się Kaczyńskiego z rzeczywistością; rok temu tego samego Kowalczyka zawieszał w prawach członka partii za poglądy, które teraz dają mu stanowisko ministra, a może nawet tytuł wicepremiera.
Czytaj też: Plan Bielana. Obrotowy znów atakuje
Osłabiony Morawiecki
Awans Kowalczyka oznacza przy tym – i to trzeci wniosek rekonstrukcyjny – osłabienie Mateusza Morawieckiego. To Kaczyński decydował o zmianach w rządzie, to on je negocjował, to on je ogłaszał. Puda był człowiekiem z kręgu premiera, Kowalczyk to postać z całkiem innej bajki. Bardzo ciekawe były też słowa prezesa PiS o szefie kancelarii premiera i bohaterze afery mailowej Michale Dworczyku (że na razie nie straci stanowiska, ale że za błędy się odpowiada), które są chyba zapowiedzią upadku tego polityka przy kolejnym rozdaniu – Kaczyński zasugerował w RMF FM, że dymisja Dworczyka teraz byłaby spełnieniem życzenia tych, którzy przejęli rządową korespondencję.
Morawieckiemu na pocieszenie pozostają dwie deklaracje prezesa z „Sieci”: że „nie widzi żadnej możliwości zmiany premiera”, bo „byłoby to przedsięwzięcie wielce ryzykowne”, oraz że „nie widzi powodów do zmiany, bo premier to człowiek niezwykle sprawny”.
Wniosek zaś najogólniejszy z tej rekonstrukcji jest taki, że Kaczyński obrał kurs na trwanie. Rozmowy rządowe były odzwierciedleniem sytuacji sejmowej, prezes PiS zaangażował się na całego w walkę o utrzymanie większości, dopieszczając każdego posła. Kaczyński nie chce przyspieszonych wyborów, liczy na to, że uda się dojechać do końca kadencji. A za kilka miesięcy do tematu rekonstrukcji wypadało pewnie będzie wrócić.
Czytaj też: Premier traci wpływy w PKO BP. Sasin górą