Sprawa wiceministra sportu, posła Partii Republikańskiej (zasiadającego w Sejmie na miejscu zmarłej posłanki PSL Jolanty Fedak) Łukasza Mejzy, który – jak donosi Wirtualna Polska – wyłudzał m.in. od rodziców chorych na raka dzieci bardzo duże kwoty, oferując wysoce wątpliwe i niezatwierdzone do stosowania „terapie genowe”, wielu politykom wydaje się tą, która może wreszcie zadrapać teflon pokrywający gładką powłokę PiS i jego rząd. Wydaje się, że żadne szalbierstwa – nepotyzm, złodziejstwo, represje wobec sędziów itd. – nie robią wrażenia na zwolennikach rządu, lecz gdy niegodziwość wymierzona jest w dzieci, odsłonić się mogą głębiej ukryte pokłady wrażliwości na co dzień nieczułych na moralne zło obywateli.
Na to liczą politycy opozycji, którzy bardziej niż innymi niegodziwościami w kręgach władzy zajmują się właśnie Łukaszem Mejzą. Nawet Donald Tusk poświęca mu wiele uwagi w swoich wypowiedziach, a niektórzy posłowie, na czele z Jagną Marczułajtis, zajęli się Mejzą gruntownie. Oprócz sprawy pseudomedycznej firmy Mejzy na tapecie jest jeszcze podejrzenie fałszowania przez niego podpisów pod listami poparcia kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. Nowa Lewica złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury na podstawie informacji upublicznionej na Twitterze przez Roberta Gwiazdowskiego, lidera inicjatywy Polska Fair Play, bez powodzenia startującej we wspomnianych wyborach.
Sprawdź: