Trwa ciuciubabka z TSUE. Władza PiS uważa, że sprytnie obchodzi zabezpieczenie europejskiego trybunału zawieszające działania stworzonej przez siebie Izby Dyscyplinarnej wobec sędziów. To, co robi, przypomina więc dawną grę producentów i handlarzy dopalaczami: co chwila wprowadzali do obiegu nowe substancje, których nie zdążono zakazać rozporządzeniem.
Czytaj też: Nadciąga zmęczenie taką Polską w Unii
Wojna prezesów w Sądzie Najwyższym
Posiedzenie Izby Dyscyplinarnej w sprawie odsunięcia sędziego Rutkiewicza miało się obyć tajnie, obrońców nie zawiadomiono. Zrobił to – na 20 min. przed posiedzeniem – dziennikarz OKO.press Mariusz Jałoszewski, który wyśledził informację, jaka nagle pojawiła się na elektronicznej wokandzie. Taka nowa moda w Izbie Dyscyplinarnej: żeby wywieszać informację o posiedzeniu w ostatniej chwili lub nawet po rozpoczęciu posiedzenia – jak było w sprawach sędziego Macieja Ferka i Piotra Gąciarka.
Ten obyczaj: niezawiadamianie i procedowanie bez zainteresowanego i jego obrońcy, w sposób oczywisty narusza równość broni w postepowaniu sądowym. Bo pełniący w tym postępowaniu rolę prokuratora Rzecznik Dyscyplinarny jest zawiadamiany. A sędzia tylko, jeżeli sąd dyscyplinarny „uzna to za celowe”. Izba Dyscyplinarna twórczo rozwinęła ten przepis: nie tylko nie zawiadamia sędziego, ale jeszcze ujawnia posiedzenie na wokandzie w ostatniej chwili.
Tak stało się dwa tygodnie wcześniej ze sprawą słupskiej sędzi Agnieszki Niklas-Bibik: wyśledziła swoją sprawę na wokandzie w przeddzień i rzutem na taśmę o 6 rano wystąpiła do I Prezes SN Małgorzaty Manowskiej, żeby zażądała akt tej sprawy i przekazała je do Izby Karnej, gdzie osądzą ją sędziowie niepowołani przez neo-KRS. Manowska (która wcześniej wydała zarządzenie, by w związku z postanowieniem TSUE nie przekazywać do Izby Dyscyplinarnej nowych spraw), zabierając akta sędzi Niklas-Bibik, uniemożliwiła rozpoznanie wniosku o odsunięcie jej od sądzenia.
Sędzia Maciej Rutkiewicz i jego obrońcy (sędziowie SN Michał Laskowski i Piotr Prusinowski) też zwrócili się do prezes Manowskiej o zażądanie akt z Izby Dyscyplinarnej. I prezes zwróciła się, ale ich nie dostała. Usiłowaliśmy się dowiedzieć, na jakiej podstawie prawnej jej odmówiono. Rzecznik Izby Dyscyplinarnej Piotr Falkowski nie potrafił odpowiedzieć, czy rzeczywiście odmówiono, chociaż potwierdził fakt, że… nie przekazano jej akt. Jego zdaniem to sprawa między prezes Manowską a prezesem Izby Dyscyplinarnej Tomaszem Przesławskim. Chodzić ma o różnicę w ocenie, czy postanowienie TSUE o zawieszeniu działań Izby obejmuje także postępowania o tzw. odsunięcie sędziego od czynności. Bo – zdaniem Izby Dyscyplinarnej – nie obejmuje. Zawieszenie dotyczy tylko postępowań dyscyplinarnych i o uchylenie immunitetu. Tymczasem postępowanie o odsunięciu od czynności jest zupełnie osobnym postepowaniem, gdzie immunitetu się nie odbiera ani nie wymierza kary. Po prostu odsuwa się sędziego od sądzenia.
Sędziemu Rutkiewiczowi zawieszono też 40 proc. wynagrodzenia.
Czytaj też: Po wyroku Trybunału Przyłębskiej. Polska na krawędzi
Nowa metoda pisowskiej władzy
Przepis o odsunięciu ustanowiony został w przeszłości na sytuacje nagłe: zatrzymania sędziego na gorącym uczynku przestępstwa lub gdyby np. przyszedł na rozprawę pijany i trzeba byłoby go usunąć z sali rozpraw. W przepisie opisane jest to słowami: „jeżeli ze względu na rodzaj czynu dokonanego przez sędziego powaga sądu lub istotne interesy służby wymagają natychmiastowego odsunięcia go od wykonywania obowiązków służbowych”. Odsuwa go prezes sądu lub minister sprawiedliwości, a tę decyzje powinien najdalej w ciągu 30 dni skontrolować sąd dyscyplinarny.
Od czasu zawieszenia Izby Dyscyplinarnej przez TSUE prezesi sądów zaczęli wykorzystywać ten przepis do natychmiastowego odsuwania od czynności sędziów, którzy uchylają orzeczenia wydane przez neosędziów (w oparciu o orzeczenia TSUE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka). Takie odsunięcie może trwać miesiąc. A jeśli zatwierdzi je Izba Dyscyplinarna – nie ma limitu. Może trwać nawet lata, jeśli prokuratura uruchomi sprawę karną.
Do tej pory – od sierpnia – odsunięto od orzekania mocą tego przepisu siedmiu sędziów. Dziś, gdy Izba orzekła odsunięcie sędziego Rutkiewicza, w Sądzie Okręgowym w Warszawie wiceprezes tego sądu i rzecznik dyscyplinarny dla sędziów Przemysław Radzik zawiesił sędziego Krzysztofa Chmielewskiego – natychmiast po uchyleniu przez niego orzeczenia neosędziego.
Nowe narzędzie do pacyfikowania nieposłusznych sędziów jest „doskonalsze” niż poprzednie, czyli uchylanie lub zawieszanie immunitetu. Nie trzeba przeprowadzać rozprawy, postępowania dowodowego, zawiadamiać stron. Czasem – jak w przypadku sędziów Gąciarka i Rutkowskiego – Izba orzeka już po tym, jak miesięczne odsunięcie przez prezesa się skończy. W ten sposób zawiesza się sędziego, mimo że jest już odwieszony mocą prawa i nie zachodzi gwałtowna potrzeba odsunięcia go od czynności, bo nic nowego się nie stało.
Metoda „na odsuwanie” jest rozwojowa. Komisja Europejska do tej pory na ten proceder nie zareagowała. Używany do tego przepis – art. 130 usp. – nie został przez Komisję zaskarżony przez TSUE. Natomiast wyrokiem z lipca TSUE podważył bezstronność całej Izby Dyscyplinarnej, kwestionując jej prawo do orzekania.
Do tej pory odsunięci przez Izbę (po decyzjach prezesów sądów) zostali sędziowie: Piotr Gąciarek z Warszawy, Maciej Ferek z Krakowa, Maciej Rutkiewicz (Elbląg), Agnieszka Niklas-Bibik (Słupsk) i Krzysztof Chmielewski (Warszawa). Sędziowie Adam Synakiewicz (Częstochowa) i Marta Pilśnik (Warszawa) odsunięci byli decyzją samego ministra Zbigniewa Ziobry.
Czytaj też: Jak odwoływał Ziobro? Wyrok Trybunału Praw Człowieka