Tydzień temu nie zapadł wyrok w sprawie wniosku prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry o uznanie, że unijny mechanizm warunkowości (tzw. pieniądze za praworządność) wykracza poza traktat o UE, a więc jest sprzeczny z polską konstytucją. Wtedy przedstawiciele MSZ i prezydenta nie złożyli stanowisk na piśmie, a Sejm przyjął swoje w wieczór poprzedzający rozprawę. Teraz sytuacja była podobna. Sejm przyjął stanowisko tydzień wcześniej. Za to ani MSZ (wniósł o odroczenie), ani prezydent ich nie złożyli.
Czytaj też: Bruksela bierze się za TK Julii Przyłębskiej
Władza próbuje przekonać Unię
Przewodnicząca składu (pełnego) Julia Przyłębska rozprawę znowu odroczyła i dała resortowi spraw zagranicznych i prezydentowi siedem dni na przysłanie stanowisk. Można to odczytywać jako sygnał, bo bez ich stanowisk rozprawa mogłaby się odbyć.
Rząd i prezydent są zainteresowani w nierozpatrywaniu teraz wniosków prokuratora generalnego przez Trybunał Przyłębskiej. Mają nadzieję, że ich ostatnie projekty ustaw, które deklaratywnie mają „naprawiać” postępowania dyscyplinarne wobec sędziów, zostaną przez Unię Europejską zaakceptowane jako wystarczające do odblokowania wartego miliardy euro postpandemicznego Krajowego Planu Odbudowy. Dzisiejszy wyrok byłby prowokacją i mógłby udaremnić te próby.
Czytaj też: Rząd PiS odmawia Unii i stawia na konfrontację
Pokazali Ziobrze jego miejsce
Jest jeszcze coś. Opóźnianie wydania stanowisk i odroczenia rozpraw spełniają kolejną funkcję – publicznie pokazują Ziobrze granice jego możliwości i władzy.
Rozprawa została odroczona do 8 marca. Do tego czasu Unia raczej nie zdecyduje nic w sprawie polskiego KPO, więc można się spodziewać dalszych odroczeń pod innymi pretekstami. Albo bez pretekstów – jak tydzień temu. Trybunał Przyłębskiej z reguły się nie tłumaczy.
Czytaj też: Czy Polska może się wycofać z Funduszu Odbudowy?