Reforma będzie więc – jeśli w ogóle będzie – pozorna. Projekt prezydencki proponuje bowiem rozwiązanie Izby Dyscyplinarnej i skomponowanie jej przez prezydenta na nowo, pod nazwą Izby Odpowiedzialności Zawodowej, z wybranych przez niego sędziów. Ci zaś – jak można przypuszczać: neosędziowie – rozpatrzą odwołania sędziów odsuniętych od orzekania przez obecną Izbę Dyscyplinarną.
Mariusz Janicki: Wojenny kompromis według PiS
Izba Dyscyplinarna. Nie zmieni się nic poza nazwą
Można się domyślić, jaki będzie skutek. Tym bardziej że pojawi się nowy delikt dyscyplinarny – odmowa orzekania – wymierzony w sędziów, którzy nie chcą sądzić razem z neosędziami. A delikt dyscyplinarny w postaci oceny prawidłowości powołania neosędziego, który jest dziś w ustawie kagańcowej, pozostaje.
A więc realnie nie zmieni się zapewne nic oprócz nazwy Izby Dyscyplinarnej. Zobaczymy, czy Unia to kupi.
Czytaj też: Nie ma lepszego i gorszego PiS. Oni lepsi nie będą
Kukizowcy i ziobryści za projektem prezydenckim
PSL zapowiada trzy poprawki, które poprawiłyby radykalnie sytuację: usunięcie z Sądu Najwyższego neosędziów z Izby Dyscyplinarnej, w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej mogliby orzekać sędziowie z minimum siedmioletnim stażem (większość neosędziów w SN go nie ma), a sędziowie odsunięci od orzekania zostaliby przywróceni.
Jest mało prawdopodobne, by te poprawki przeszły, bo za projektem prezydenckim głosowała także Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry i posłowie Kukiz ’15. Ma więc większość i bez głosów PSL.
Czytaj też: Święty PiS na wojnie, nie tykać