Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS w formie, czyli w normie

Andrzej Duda podpisał ustawę o obronie ojczyzny. 18 marca 2022 r. Andrzej Duda podpisał ustawę o obronie ojczyzny. 18 marca 2022 r. Andrzej Hulimka / Forum
Niech powstanie pokaźny billboard z tekstem ustawy o obronie ojczyzny, a na jego tle wystąpią uśmiechnięci Kaczyński i Błaszczak, ewentualnie z Terleckim ubranym w twarzowy uniform wojskowy.

Już się wydawało, że agresja Rosji na Ukrainę zmieni, a przynajmniej stępi tradycyjne antyeuropejskie i antyopozycyjne wektory polityki PiS, a może całkowicie je zniweluje. Jakoż skoro 75,5 proc. Rosjan aprobuje pomysł inwazji militarnej na kolejny kraj i uważa, że taka operacja powinna być skierowana wobec Polski, sprawa jest poważna i wymaga nie tylko zgody narodowej, ale i międzynarodowej. Książę Pan Wojewoda Mazowiecki Radziwiłł wyznał, że spodziewał się 100 tys. uchodźców ukraińskich, co nie świadczy najlepiej o jego mocach prognostycznych, bo jest ich 20 razy więcej. Po początkowej sporej bierności instytucji podległych rządowi i pozostawieniu biegu rzeczy samorządom i inicjatywie prywatnej, a więc podmiotom bardziej związanym z opozycją niż partią rządzącą, nastąpiła daleko idąca integracja wszystkich sił mogących rozwiązać trudną sytuację migracyjną (czy nawet kryzys w tym względzie), a symbolem tego jest ustawa o pomocy uchodźcom, potrzebna i uchwalona bezkonfliktowo.

Pojawiła się również poważna oferta pomocy z zagranicy, zarówno w formie pieniędzy dla tych uchodźców, którzy zdecydują się pozostać w Polsce, jak i gotowość przyjęcia Ukraińców w innych krajach i tym samym odciążenia naszego, siłą rzeczy najbliższego z powodów geograficznych.

Wzrosła też liczba międzynarodowych kontaktów czołowych polityków polskich, ponieważ NATO i UE przyjęły, że jedyną skuteczną formą pomocy Ukrainie jest solidarne działanie w ramach ich struktur, a nie indywidualne, aczkolwiek to drugie jest oczywiście dopuszczalne, o ile nie koliduje z pierwszym. Jego Ekscelencja, czyli wicepremier ds. bezpieczeństwa w rządzie RP, nie byłby jednak sobą, gdyby nie próbował mącić w nowej sytuacji. Traktuję p. Kaczyńskiego jako symbol i nie twierdzę, że wszystkie poczynania dobrozmieńców w obliczu (czy też tylko „podczas”) wojny za wschodnią granicą są rezultatem bezpośrednich lub pośrednich działań ich lidera.

Sondaż „Polityki”: Co Polacy myślą o wojnie w Ukrainie

Gdzie te sukcesy Macierewicza?

Obok wspomnianej ustawy pomocowej dla uchodźców koncyliacyjnie uchwalono też inną, mianowicie o obronie ojczyzny. Prezes PiS tak ją reklamował: „Ustawa o obronie ojczyzny stwarza podstawy do budowy polskiej armii, która będzie w stanie odeprzeć nawet najgroźniejsze ataki, która będzie w stanie wypełnić swój podstawowy obowiązek – obowiązek obrony ojczyzny, skutecznej obrony ojczyzny”.

Pan Duda zaś dodał: „Ustawa o obronie ojczyzny powstała, ponieważ nie można funkcjonować na zasadach skrojonych pod inny ustrój. Potrzebne było rozwiązanie napisane dla samodzielnej armii w suwerennej ojczyźnie”.

Wprawdzie jestem laikiem w sprawach wojskowych, ale te oświadczenia uważam za dziwaczne. Ze słów wicepremiera ds. bezpieczeństwa wynika, że armia nie mogłaby skutecznie bronić Polski, o ile rzeczona ustawa nie zostałaby uchwalona. Ło rety, chciałoby się rzec, to jednak p. Macierewicz, partyjny zastępca Jego Ekscelencji, nie odnotował na swoim koncie tak spektakularnych sukcesów w budowie nowoczesnego wojska polskiego, jak to trąbiła tzw. dobra zmiana przez parę lat? Teraz zrozumiałe, że i p. Błaszczak miał małe pole manewru, bo nie było stosownych przepisów.

W ogólności pusty śmiech człeka ogarnia, gdy czyta, że jakość sił zbrojnych zależy od przepisów, w tym konstytucyjnych, a nie od szkolenia żołnierzy, liczebności wojska, nowoczesnego sprzętu itd. Oczywiście, przejrzyste prawo „wojenne” jest potrzebne, ale to, co dobrozmieńcy wygadują, zdaje się świadczyć o tym, że nie bardzo pojmują, o co tak naprawdę biega w tych materiach. Pan Duda dostroił się do tej tromtadracji, bo chyba nie rozumie, że armia ma o tyle znaczenie militarne, o ile nie jest samodzielna, ale właśnie zintegrowana z siłami NATO. Nie wierzę w historyczne przeznaczenie, ale mimo woli nasuwa się skojarzenie z „silni, zwarci, gotowi”, którego to hasła dobrą wizytówką były zdjęcia z zakupu karabinu maszynowego za pieniądze z obywatelskiej zbiórki. Niech powstanie pokaźny billboard z tekstem ustawy o obronie ojczyzny, a na jego tle uśmiechnięci p. Kaczyński i p. Błaszczak, ewentualnie z p. Terleckim, ubranym w twarzowy uniform wojskowy.

Czytaj też: Strategia PiS na czas wojny. Jak z podręcznika piaru

Agenci, szpiedzy, dyplomaci

Dowiedzieliśmy się również o wielkim sukcesie p. Kamińskiego. Ujawnił, co następuje: „Polska wydala 45 rosyjskich szpiegów udających dyplomatów. Z pełną konsekwencją i determinacją rozbijamy agenturę rosyjskich służb specjalnych w naszym kraju”. Wydalanie dyplomatów przy okazji rozmaitych konfliktów to praktyka notoryczna od dawna. Wiadomo również, że chyba każda ambasada ma w swoich szeregach rezydenta(ów) wywiadu kraju, który reprezentuje, a jeśli chodzi o Rosję, to od dziesięcioleci (a może nawet od wieków), by tak rzec, „na szpiegostwie stoi”.

Aczkolwiek stwierdzenie, że w ambasadzie rosyjskiej w Warszawie są agenci (liczba mnoga jest najzupełniej zasadna) służb specjalnych tego kraju, jest, rzecz ujmując filozoficznie, apriorycznie prawdziwe, to fakt wydalenia sporej grupy dyplomatów-szpiegów z Polski trzeba uznać za niespodziankę. Pan Kamiński jest, to jasne, wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, a został swego czasu ułaskawiony przez p. Dudę, zapewne także z powodu konsekwencji i determinacji w rozbijaniu agentury rosyjskiej działającej na polskiej ziemi.

Zadziwia koincydencja liczby i momentu – oto w wyniku konsekwentnego i zdeterminowanego działania ABW rozbito agenturę złożoną z 45 osób akurat w czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Pan Żaryn (Jan), jak zawsze urzekający metodologiczną głębią swoich enuncjacji, poinformował ludzkość o sukcesie kontrwywiadu polskiego, podając 1 (słownie: jeden) przykład szpiega odkrytego w związku ze współdziałaniem z polskim obywatelem. Nie mam zamiaru bagatelizować tego przypadku – każda demaskacja szpiega jest ważna, zwłaszcza w takiej sytuacji jak obecna, ale bajdurzenie, że nagle odkryto 45 agentów, stanowi zwyczajną propragrandę (używam terminu kiedyś przeze mnie zaproponowanego) sukcesu.

Chyba że rosyjska zwierzchność skorzystała z pomysłu p. Macierewicza, gdy „reformował” WSI, odwołał rezydentów wywiadu z polskich ambasad i wysłał im pisma kierujące ich do innego miejsca pracy. ABW to przechwyciła i agenturę rozbiła, konsekwentnie i deterministycznie, ale to zbyt piękne, aby było prawdziwe, chociaż p. Feusette i p. Pereira, a także inne gwiazdy TVP mogą w tę baśń uwierzyć, dodając, że cała akcja mogła spalić na panewce z powodu winy Tuska i jego bycia wspólnikiem Putina. Pani Holecka nawet zdekodowała skrót EPP jako Europejską Parię Putina. Tradycyjna narracja TVP o knowaniach byłego przewodniczącego Rady Europejskiej i zarazem przewodniczącego EPP (w normalnym sensie) powróciła w pełnej krasie i jest sygnałem PiS w formie, czyli w normie.

Czytaj też: Ukraina walczy z Rosją, a „Wiadomości” z Tuskiem

Jarosław w Kijowie, Lech w Tbilisi

Kwestia wizyty trzech premierów (Czech, Polski, Słowenii) w Kijowie wzbudziła wiele komentarzy i kontrowersji np. dotyczących tego, czy rzeczywiście ten wyjazd był formalnie umocowany przez Radę Europy. Nie zamierzam kwestionować znaczenia tej podróży, np. w kontekście jej roli dla Ukrainy, w szczególności dla samego prezydenta Zełenskiego, ani też odwagi potrzebnej dla przemierzenia pociągiem pół tysiąca kilometrów przez tereny częściowo objęte wojną lub znajdujące się pod możliwym ostrzałem rakietowym.

Szczególny akcent polski polegał na tym, że zachowując formalną hierarchię, p. Morawiecki zabrał ze sobą jednego z wicepremierów, aczkolwiek z punktu widzenia rzeczywistego znaczenia p. Kaczyński zdecydował, że premier pojedzie z nim i zgłosi główny punkt polityczny, czyli misję pokojową na terytorium Ukrainy, przygotowaną przez NATO i „być może” inne organizacje międzynarodowe oraz „osłoniętą zbrojnie”. Dodał: „Ukraina jest suwerennym państwem, którego zgoda na misję pokojową będzie zupełnie wystarczająca, aby ją rozpocząć. W świetle prawa międzynarodowego w żadnym wypadku nie będzie to casus belli [powód do wszczęcia wojny] dla Rosji”.

Pomijając już to, że taki projekt powinien zaproponować premier, a nie wicepremier, wygląda na to, że p. Kaczyński nie ma zbyt wielkiego pojęcia, o czym prawi. Jeśli miałaby to być misja NATO, musiałaby się na to zgodzić Rosja jako jedna z walczących stron, natomiast gdyby patronowała jej ONZ, mogłaby być zablokowana przez Radę Bezpieczeństwa z powodu weta Rosji. To, czy rzeczona „osłona” byłaby casus belli dla kogokolwiek, w żadnej mierze nie zależy od oceny p. Kaczyńskiego, natomiast p. Ławrow wyraźnie zaznaczył, że wysłanie sił NATO do Ukrainy może doprowadzić do konfrontacji zbrojnej.

Jak można tłumaczyć pomysł misji pokojowej w Ukrainie? Wydaje się, że Jego Ekscelencja planował coś w rodzaju akcji swego brata z 2008 r. w związku z konfliktem gruzińsko-rosyjskim. Udał się do Kijowa, podobnie jak L. Kaczyński do Tbilisi (chociaż środek lokomocji był inny), i zgłosił własny projekt, w zamyśle wyprzedzający działania UE, ONZ czy NATO – przypominam, że L. Kaczyński krytykował projekt prezydenta Sarkozy’ego, ostatecznie przyjęty przez skonfliktowane strony. Jeśli to wyjaśnienie jest trafne, mamy odpowiedź na pytanie, po co J. Kaczyński kazał się zabrać do Kijowa – uczynił to dla własnej korzyści politycznej, m.in. przez nawiązanie do legendy o swym bracie.

Czy Polacy muszą być takimi prymusami?

Reakcja NATO na pomysł J. Kaczyńskiego była negatywna od początku. Mimo to p. Duda, przypuszczalnie na polecenie swego politycznego piastuna, deklarował jeszcze w przeddzień szczytu w Brukseli 24 marca, że ją formalnie zgłosi. Ostatecznie nic takiego się nie stało. Na konferencji prasowej oświadczył, że zawieszenie broni „to za mało”, wskazał na potrzebę prowadzenia dyplomacji, „ale oprócz tego trzeba także stosować twarde środki, które będą Rosję przywoływały do porządku i które będą od Rosji twardo wymagały powrotu do przestrzegania prawa międzynarodowego”.

Nie bardzo jednak wiadomo, na czym owa twardość miałaby polegać, chyba że ma to być przekształcenie Enhanced Forward Presence (Wzmocniona Wysunięta Obecność) w Defence Forward Presence (Wysunięta Obecność Obronna), dokonane przez „wzmocnienie (...) ilościowe i jakościowe tej obecności Sojuszu Północnoatlantyckiego, (...) także poprzez dodatkowe doposażenie sił zbrojnych, armii państw, które na wschodniej flance się znajdują, (...) zmianę de facto architektury bezpieczeństwa w naszej części Europy”.

To jednak wygląda na zabieg czysto werbalny, ponieważ szefostwo NATO od pewnego czasu deklaruje, że aby wschodnia flanka była efektywnie zabezpieczona, musi być wyposażona w odpowiedni sprzęt. Pan Duda podkreślił, że jego stanowisko zostało uzgodnione z prezydentami kilku państw europejskich. Jego Ekscelencja udzielił wywiadu 24 marca wieczorem. Zawarł w nim coś takiego: „To, co zaproponowałem w Kijowie, jest właśnie zrobieniem więcej, w warunkach całkowicie legalnych, przewidzianych przez prawo międzynarodowe. Nikt przecież nie planuje wejścia na teren Rosji, misja pokojowa byłaby na terenie Ukrainy, za pełną zgodą władz ukraińskich. I taka misja bardzo by pomogła w wymiarze humanitarnym i – nie ma co ukrywać – korzystnie zmieniłaby sytuację strategiczną na Ukrainie”.

Zastrzeżenie, że misja pokojowa nie ma polegać na wkroczeniu na teren Rosji, przy jednoczesnym wskazaniu, że chodzi o korzystną zmianę sytuacji strategicznej w Ukrainie, potwierdza, że p. Kaczyński (dalej używający nieco obraźliwego „na Ukrainie”) nie rozumie, czym jest misja pokojowa. Być może owo „coś więcej” miało uzupełnić „to za mało” p. Dudy, tak czy inaczej, główny macher polskiej polityki jakoś nie uzgadnia swych wizji z ich wyznaczonymi realizatorami.

Liderzy tzw. dobrej zmiany dalej kreują się na liderów Europy i jej nauczycieli. Red. Warzecha, który chyba przestał wierzyć w przewodnią gwiazdę Zjednoczonej Prawicy, zapytał: „Czy w sprawie Ukrainy musimy być aż takimi prymusami?”. Odpowiedział mu p. Woś, aktualnie wiceminister sprawiedliwości, słowami: „Nie tyle musimy, co możemy. I dlatego dobrze, że jesteśmy”. Bywa, że chcieć to móc, ale w tym wypadku jest to możliwość wielce abstrakcyjna.

Czytaj też: Święty PiS na wojnie, nie tykać

Jakieś zaczadzenie Kaczyńskiego

Polska jest w obecnej sytuacji krajem frontowym i wiele wskazuje, że takim pozostanie na wiele lat, a nawet dziesięcioleci. Ma prawo oczekiwać, że ten status uzasadnia jej postulaty dotyczące gwarancji bezpieczeństwa w ramach Wzmocnionej Wysuniętej Obronności. I takie gwarancje zostały zadeklarowane przez prezydenta Bidena w trakcie jego wizyty w Polsce. Ale jeśli NATO ma to realizować, a nie np. przyjąć, że Enhanced Forward Presence kończy się od zachodu na Odrze, musi odbywać się to w warunkach wzajemnego szacunku, a nie strzępienia jęzora na migi, paplaniny o misjach pokojowych i takich „wycieczek” jak następująca wypowiedź p. Kaczyńskiego (też z 24 marca): „Niemcy wciąż realizowały tę starą bismarckowską teorię »rządźmy Europą z Rosją«. Francja to nieco inna tradycja, ale też już od przeszło 150 lat prorosyjska. To było gołym okiem widoczne dla każdego, kto chociaż troszkę znał historię. Myśmy o tym wielokrotnie mówili i ostrzegaliśmy, że wspomnę mój list z 2010 r., mówił to wielokrotnie mój świętej pamięci brat prezydent Lech Kaczyński m.in. w Gruzji. Niestety, nie przyjmowano tego do wiadomości. To było jakieś zaczadzenie, oczywiście bardzo wspierane przez aktywność rosyjską, także o charakterze korupcyjnym na wielką skalę”.

Pomijając uproszczone historyczne dywagacje w tej tyradzie, nie bardzo wiadomo, przed czym ostrzegał śp. brat, a wspomniany list z 2010 r. („Do przyjaciół Rosjan”) wyrażał nadzieję na zmianę stosunków polsko-rosyjskich w przyszłości, a nie ostrzeżenia w związku z przeszłością. Notabene p. Kaczyński w tym samym czasie wywołał mały skandal międzynarodowy, stwierdzając, że D. Cameron, ówczesny premier Wielkiej Brytanii, pogratulował mu odmowy przyjęcia kondolencji od Putina, co spotkało się z dementi.

Na pewno szereg krajów UE, w tym przede wszystkim Niemcy, popełniło błąd, zbytnio uzależniając się od importu gazu i ropy z Rosji. Tego, tj. przeszłości, nie da się już zmienić, ale trzeba poszukiwać dróg zapewnienia Europie niezależności energetycznej. Niemcy dają obecnie przykład takiej polityki, a przede wszystkim zablokowały Nord Stream 2. Jest rzeczą zwyczajnie nieprzyzwoitą, że oficjele kraju, który od dawna sabotuje europejską transformację klimatyczną, nadal kupuje surowce od Rosji i wykazuje dziwny imposybilizm (ulubione słowo p. Kaczyńskiego), produkują kondemnacje moralne wobec innych państw. W szczególności budowanie obrazu symetrycznego zagrożenia Polski, z jednej strony przez Niemcy, a z drugiej przez Rosję, czy mataczenie w sprawie wymiaru sprawiedliwości, aby tylko wydębić kasę z UE, jest typowym działaniem PiS. W normie, czyli w formie.

Czytaj też: Wojenny kompromis według PiS

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną