Najnowszą odsłoną tej strategii jest projekt ustawy „O ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej”, przygotowany w kręgach rządowych. Dokument opatrzony jeszcze przedwojenną datą (14 lutego) został ujawniony przez „Gazetę Wyborczą”.
Z pozoru techniczna ustawa jest, jak można przeczytać w uzasadnieniu, odpowiedzią na doświadczenia kryzysów ostatnich lat, zwłaszcza pandemii covid-19. Ujawniły one, że państwowy system zarządzania kryzysowego i ochrony ludności nie sprawdza się i wymaga modernizacji.
Czy proponowana ustawa jest receptą na taką modernizację? Zdecydowanej negatywnej odpowiedzi na łamach „Wyborczej” udzielił Antoni Podolski, przed laty dyrektor Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i wiceminister spraw wewnętrznych. Jego zdaniem ustawa nie dość, że nie zwiększy sprawności państwa w ochronie ludności, to jeszcze wyposaży władze centralne w pozakonstytucyjne uprawnienia.
Czytaj też: PiS w formie, czyli w normie
Stan pogotowia i stan zagrożenia
Autorzy projektu proponują wprowadzenie dodatkowych kategorii stanu nadzwyczajnego – stanu pogotowia i stanu zagrożenia. Stan pogotowia może wprowadzić na terenie całego kraju minister spraw wewnętrznych lub wojewoda na części terytorium. Stan zagrożenia może z kolei ogłosić prezes Rady Ministrów. Decyzje te nie wymagają akceptacji Sejmu i prezydenta, dają jednak organom władzy centralnej szczególne uprawnienia wobec jednostek samorządu i instytucji samorządowych, a w przypadku stanu zagrożenia premier zyskuje kompetencje władcze także wobec przedsiębiorców.