Premier Mateusz Morawicki przed głosowaniem, składając w ramach „informacji bieżących” wyjaśnienia do działań rządu w związku z inflacją i kryzysem energetycznym, winą za brak pieniędzy na KPO obciążył opozycję, która „donosi do Brukseli i Berlina”. „Nie idźcie tą drogą! To jest naprawdę haniebne. Wszyscy razem powinniśmy pracować na rzecz Rzeczypospolitej” – mówił. A posłowie PiS skandowali: „Tu jest Polska!”. Wyglądało to na demonstrację antyunijną.
Czytaj też: Szybka kariera protegowanej Ziobry
Co chciał poprawić Senat
Opozycja ostrzega, że odrzucając senackie poprawki, PiS zamknął drogę do pieniędzy z KPO. Ale prawda jest taka, że Komisja Europejska w dużym stopniu rządowi kwestie praworządności odpuściła. Dowodem na to jest fakt, że nie wstrzymała się z podpisaniem KPO do czasu rozpatrzenia poprawek Senatu i nie stwierdziła, że podpisze pod warunkiem, że zostaną przyjęte.
W dodatku przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen, przemawiając na wspólnej konferencji z prezydentem Dudą i premierem Morawieckim, tak określiła oczekiwania Komisji, że w zasadzie przyjęta dziś ustawa je realizuje. A jednocześnie niczego nie poprawia i umożliwia władzy stworzenie jedynie pozorów poprawy postępowania dyscyplinarnego.
Odrzucone poprawki Senatu mogły realnie poprawić postępowanie dyscyplinarne:
- usuwały z Sądu Najwyższego neosędziów ze zlikwidowanej Izby Dyscyplinarnej (teraz zasilą inne Izby, produkując kolejne wątpliwe wyroki)
- z mocy prawa przywracały sędziów odsuniętych przez Izbę Dyscyplinarną od sądzenia
- unieważniały wszystkie orzeczenia tej Izby
- do nowej Izby Odpowiedzialności Zawodowej mogliby być wybierani tylko sędziowie z siedmioletnim stażem w SN (to w dzisiejszych warunkach eliminuje neosędziów)
- usuwały wprowadzony przez prezydenta delikt „odmowy sprawowania wymiaru sprawiedliwości”
- okoliczności powołania sędziego mogły być jedyną podstawą do uznania, że w danej sprawie nie daje gwarancji bezstronności i niezawisłości (można byłoby eliminować neosędziów z konkretnych spraw).