Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Mamy za mało samolotów. Polscy piloci polecą na koreańskich maszynach?

Koreański FA-50 w wojskowej bazie na Filipinach. Lipiec 2017 r. Koreański FA-50 w wojskowej bazie na Filipinach. Lipiec 2017 r. Romeo Ranoco / Forum
Nawet po wydaniu kilkudziesięciu miliardów złotych na F-35 bilans możliwości wobec potrzeb obnaża wielką lukę. Ale decyzja o zakupie koreańskich FA-50 byłaby zmianą podejścia do sił powietrznych.

Zbrojeniowe plany Mariusza Błaszczaka budzą coraz więcej emocji. Przy praktycznym milczeniu MON prasa z Korei Południowej, powołując się na źródła w przemyśle i wojsku, przynosi niemal codziennie nowe rewelacje dotyczące polskich zamówień na czołgi, wozy bojowe i samoloty odrzutowe. Delegacja sił powietrznych i MON miała być w Seulu kilka dni po wizycie Błaszczaka, by dopinać szczegóły zasygnalizowanego przez niego zakupu FA-50. To uzbrojona wersja samolotu szkolnego T-50 Golden Eagle, produkowanego przez Korean Aerospace Industries.

Firma powstała ponad 20 lat temu z połączenia lotniczych części wielkich „czeboli”: Samsunga, Daewoo i Hyundaia, a „złotego orła” stworzyła na bazie współpracy z amerykańskim Lockheed Martinem i w oparciu o konstrukcję F-16 (choć nie jest jego pomniejszoną kopią). To nie geneza producenta i produktu jest najistotniejsza, bo nowoczesności Koreańczyków z południa i ich samolotu nikt nie kwestionuje. Znaki zapytania dotyczą możliwości maszyny oraz tego, czy w ogóle wpisuje się ona w dotychczasowe plany rozwoju lotnictwa bojowego. Zwłaszcza że według koreańskich mediów idzie o 64 sztuki, a zatem wkrótce nowy nabytek z Azji miałby się stać najliczniejszą maszyną sił powietrznych RP. Czasy się zmieniają, plany też mogą, ale ewolucja w kierunku FA-50 przeczy wielu założeniom.

Czytaj też: Warszawa staje do wyścigu zbrojeń w regionie?

Reklama