Osoby badające opinię publiczną stale narzekają na to, że media, a także sama opinia publiczna ma tendencję do skupiania się na przyciągających uwagę pojedynczych sondażach kosztem trwałych trendów. O sondażu przeprowadzonym pod koniec lipca przez Kantar było głośno, ponieważ miał pokazać, że KO po raz pierwszy od kilku lat wyprzedza PiS.
Nie dziwi tak duże zainteresowanie pozornym przełomem, biorąc pod uwagę potencjalne konsekwencje polityczne. Ale choć zainteresowanie to wynika ze spolaryzowanego z natury krajobrazu politycznego Polski, w którym nawet najmniejsza przewaga nabiera wielkiego znaczenia, jest ono również symptomem uporczywej błędnej interpretacji danych.
Czytaj też: Jarosław Mądry. Co prezes PiS opowiada podczas objazdu kraju
Twarzą w twarz
Jest kilka powodów, dla których opisywanie tego sondażu jako punktu zwrotnego jest w najlepszym wypadku przedwczesne, a w najgorszym wprowadza w błąd. Wszystkie te powody wynikają z konsekwentnych pomyłek w interpretacji wszelkiego rodzaju sondaży, więc wnioski z nich płynące dotyczą nie tylko tego przypadku, ale w ogóle rozumienia badań opinii publicznej.
Pierwszy powód dotyczy rodzaju ankiety. Sondaż Kantaru, o którym mowa, polegał na osobistych wywiadach wspomaganych komputerowo (CAPI), czyli dane zbierano metodą face-to-face: ankieter używa tabletu, telefonu lub komputera do rejestrowania udzielanych odpowiedzi. Chociaż podejście to ma wiele zalet, szczególnie związanych z efektywnością zbierania danych, jedną z jego wad jest to, że może wzmacniać tzw.