Gdy we wtorek po południu media zaczęły pisać o dwóch rakietach, które spadły na terytorium Polski, i śmierci dwóch mężczyzn w położonej nieopodal granicy wsi Przewodów, z godziny na godzinę w gorączkowych komentarzach zaczęła się przebijać pełna niepokoju irytacja z powodu braku konkretnych informacji ze strony czynników oficjalnych.
Rzeczywiście, trzeba było czekać aż do późnego wieczora na krótkie oświadczenie szefa BBN, z którego wynikało, że nic jeszcze nie wiadomo na pewno. Także premier i prezydent z ministrem obrony narodowej nie mieli właściwie nic do powiedzenia. Przez kilka godzin źródłem wiedzy o przejmującym grozą wydarzeniu były zagraniczne media. Dzięki nim dość szybko dowiedzieliśmy się, że rakieta była tylko jedna, a nie dwie, oraz że prawie na pewno nie był to zamierzony atak ze strony Rosji, lecz nieszczęśliwy wypadek.
Powściągliwość informacyjna
Około północy zaczęły krążyć informacje, iż jest prawdopodobne, że do tragedii doszło w wyniku awarii rakiety ukraińskiej. W środę hipoteza ta zaczęła się umacniać, a koło godz. 11 została potwierdzona przez USA. Czy naprawdę jest konieczne, aby wypowiedzi ekspertów i dziennikarzy zastępowały oficjalne oświadczenia władz? Bynajmniej! Skąd więc ta dziwna powściągliwość informacyjna?
Przyczyn może być kilka i tytułem hipotezy pozwolę sobie je wymienić. Po pierwsze, dumne, lecz niekoniecznie bardzo dojrzałe i odpowiedzialne władze, mają skłonność do wyniosłej tajemniczości i milkliwości, które dodają jej splendoru. Informują więc oszczędnie i z opóźnieniem, w przekonaniu, że taki „suspens” doda im powagi i uspokoi nastroje.