Narzuca się sformułowanie, że „w każdym normalnym kraju” sprawa taka jak wtargnięcie pocisku należącego do kraju agresora w czasie trwającej wojny wywołałaby skandal, dymisje lub zawieszenie w obowiązkach osób potencjalne odpowiedzialnych. A także publiczne dochodzenie, przejrzyste dla obywateli.
Znowu okazało się, że na zaskoczenia, jakie niesie wojna, nie jesteśmy gotowi. Losy zgubionego pocisku trzeba wyjaśnić, a powietrzne granice – jak najszybciej uszczelnić.
Polska z opóźnieniem odkrywa i sprawdza, czy na nasze terytorium wleciał i spoczął rosyjski pocisk manewrujący. Taki sam, jaki jest używany do bombardowania Ukrainy. Choć nie wygląda to na celowy atak zbrojny, nie można udawać, że nic się nie stało. Spóźnione tłumaczenia nie bardzo pomogą. Rząd po raz kolejny poległ w komunikacji. Odkrycie na polu było przypadkowe, bez udziału władz.
Po upadku ukraińskiego pocisku przeciwlotniczego Polska została poddana ćwiczeniu z reagowania kryzysowego, którego może wymagać prawdziwa wojna. Wyszło jak zwykle, nawet jeśli ktoś starał się, by wyszło dobrze.
Milczenie to dla polityków niezła okazja do demonstrowania nadymania się – znowu jesteśmy pępkiem kosmosu. (Bez)informacyjne zachowanie władz PiS i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa trzeba uznać za wyjątkowo skandaliczne.
Stan prawny istniejący w Polsce i w Ukrainie stwarza kolizję, która może utrudnić pociągnięcie do odpowiedzialności sprawców incydentu w Przewodowie – mówi „Polityce” wojskowy prawnik Wiesław Goździewicz. Według niego śledztwo może być długie i skomplikowane, gdyż pokojowy reżim prawny Polski nakazuje prokuraturze zbadać sprawę dokładniej, niż byłoby to możliwe w stanie wojny.
Wszyscy skupiamy uwagę na incydencie w Przewodowie. Tymczasem sytuacja na froncie może się rozwinąć bardzo niekorzystnie dla Ukrainy, jeśli dowództwo jej wojsk w porę nie dostrzeże niebezpieczeństwa.
Na jakiej podstawie możemy twierdzić, że pod Hrubieszowem spadła ukraińska rakieta lub jej część? Jakie lekcje możemy wyciągnąć z tego incydentu? Rozmowa z Michałem Fiszerem.
Wołodymyr Zełenski zmienia zdanie w sprawie rakiety, która spadła po polskiej stronie granicy. Wcześniej, wbrew informacjom płynącym z Polski i NATO, próbował budować wrażenie, że doszło do bezpośredniego rosyjskiego ostrzału.
Jeśli każdy kryzys to szansa, nie można zmarnować lekcji z Przewodowa. Ale zadanie domowe, jakie do odrobienia ma polska władza, będzie dla niej bolesne. Niebezpieczny incydent obnażył poważne braki.