Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tłusty Czarnek, farmacja minus, podatki plus

Przemysław Czarnek i Adam Niedzielski w Sejmie, maj 2022 r. Przemysław Czarnek i Adam Niedzielski w Sejmie, maj 2022 r. Grzegorz Krzyżewski / Forum
Państwo nie jest koncernem produkującym leki, żywi się pieniędzmi podatników i oczekuje się, że przeznaczy część swoich dochodów na wspomaganie obywateli w ich trosce o zdrowie. Ilu Polaków zejdzie przedwcześnie z tego świata z powodu przemyślnej polityki PiS?

Przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jest p. Maciej Świrski, rekomendowany na to stanowisko przez partię o nazwie Prawo i Sprawiedliwość, dziwnej zważywszy na jej praktyki. Rzeczony szef KRRiT znacznie przyczynia się do poczucia, że akronim składający się z liter P, i, S budzi zdziwienie po jego zdekodowaniu. Zgodnie z leksykografią „prawie” w „sprawiedliwość” ma związek z prawem, a w konsekwencji prawo wyraża zasady sprawiedliwości. Zauważyli to Rzymianie i rozróżnili ius (prawo) i lex (ustawa). Termin „jus” ma jawny związek ze słowem „iustitia”, łacińskim odpowiednikiem polskiego słowa „sprawiedliwość”.

Mogłoby się wydawać, że p. Świrski jako nominat wspomnianej partii realizuje prawo i sprawiedliwość na odcinku radia i telewizji. TVN24 wyemitowała w zeszłym roku reportaż „Siła kłamstwa” autorstwa P. Świerczka, opowiadający o praktykach podkomisji Macierewicza (Antoniego, Antoniego i jeszcze raz Antoniego, jak wołał Prezes the Best) w przygotowywaniu raportu o katastrofie smoleńskiej. Nie dziwi, że dobrozmieńcy nie byli zachwyceni tym materiałem. Pan Świrski postanowił zająć się sprawą. Nie jest jasne (w świetle lex), czy przewodniczący KRRiT ma kompetencje do orzekania, czy dana audycja zawiera prawdę, czy nie, ale trudno przyjąć, że ma takowe w świetle ius.

Podstawą dyscyplinarnej aktywności p. Świrskiego wobec TVN24 jest zawiadomienie (Antoniego, Antoniego i jeszcze raz Antoniego) Macierewicza, że reportaż „Siła kłamstwa” zawiera fałsze. Sprawą zajmowałem się dość szczegółowo w innym felietonie, gdzie podałem, głównie za reportażem p. Świerczka, cały szereg argumentów, że tezy podkomisji smoleńskiej są, łagodnie mówiąc, mało wiarygodne.

Przypuśćmy, że przedmiotowy materiał rzeczywiście nie jest w całości prawdziwy. Okoliczność ta jeszcze nie przesądza, że jest powód do karania autora czy stacji, która wyemitowała reportaż. Jest wiele powodów tłumaczących epistemiczne wadliwości reportaży, ale nie miejsce tutaj do rozwijania tego tematu. Ograniczę się do uwagi, że gdyby p. Świrski był tak prawy i sprawiedliwy, jak chce się przedstawiać, to co najmniej raz w tygodniu winien karać TVP Info za szerzenie dezinformacji. Przypuszczam, że tenże dobrozmieniec gorąco popiera lex pilot, tj. prawo mające uprzywilejowywać TVP i, jak prasa donosi, rozmyśla nad utrudnieniem TVN przedłużenia koncesji (ostatnio czepia się również Radia Zet). Prawdziwy Dzień Świra w ramach Prawdziwego Prawa i Prawdziwej Sprawiedliwości, które, zgodnie z Mrożkiem, są wtedy, gdy nie ma zwykłych.

Czytaj też: Maciej Świrski: teletalib na czele KRRiT. Za co ceni go Kaczyński?

Gdzie tu jakieś przekroczenie?

Pan Sawka, znany rysownik, krytyczny wobec tzw. dobrej zmiany, sporządził obrazek zatytułowany „Tłusty Czarnek”. Zmyślny tytuł związany jest z tym, że rysunek p. Sawki ujrzał światło dzienne 16 lutego, czyli w dzień tradycyjnie zwany Tłustym Czwartkiem, w którym spożywa się dorodne pączki.

Rzecz jest wyraźną aluzją do willowania plus. Nie wiem, jak p. Sawka rozumiał związek p. Czarnka z Tłustym Czwartkiem, ale moja wykładnia jest taka, że rozdawnictwo realizowane przez obecnego ministra edukacji i nauki (nie tylko przez niego, ale i innych prominentów tzw. dobrej zmiany, np. przez p. P. Glińskiego) można przyrównać do serwowania pączków (chociażby w postaci willi), przy czym szybkie rozprzestrzenianie się tego procederu można przyrównać do rozmnażania się przez pączkowanie.

Pan Soboń został wysłany na pierwszą linię frontu do boju o interesy akcjonariuszy tzw. dobrej zmiany. Wszelako jego „sobonienie plus” w celu pokazania, że aneksy do umów „willowych”, wydłużające możliwość ich zbycia lub przejęcia przez dotychczasowych użytkowników (czytaj: „beneficjentów Tłustego Czarnka”), są dowodem nieposzlakowanej transparentności całego przedsięwzięcia, okazało się mało skuteczne. Sztab propagandowy z ul. Nowogrodzkiej w Warszawie przygotował przekaz dnia, zapowiedziany gadką p. Morawieckiego o wyrównywaniu szans (por. mój felieton) z rozmaitymi szczegółowymi instrukcjami, np. że dobrozmiennie wspierane organizacje muszą gdzieś prowadzić działalność i po to są im potrzebne wille, np. na Mokotowie.

W końcu głos zabrał sam Prezes the Best: „To prymitywne kłamstwo. Tamta strona futruje lewicowe organizacje ogromnymi sumami. (...) Wsparcie dostają organizacje sprawdzone, tworzone przez ludzi cieszących się społecznym autorytetem”. Jak argumentował, lewicowe organizacje mają potężne wsparcie m.in. z samorządów, fundacji, funduszy norweskich i szwajcarskich, pieniędzy europejskich oraz innych źródeł. „Sama Warszawa przeznacza na takie cele 300 mln zł. (...) Chcemy to, co zapowiadaliśmy, choć trochę wyrównać w ramach przejrzystego, jawnego programu ministerialnego. Gdzie tu jakieś przekroczenie?”.

Jego Ekscelencja słusznie prawi, bo jakże by inaczej. Oto wsparcie dostaje organizacja istniejąca np. dziesięć dni. Skoro ktoś mówi, że została sprawdzona, to tak musi być (pomijam inne przykłady). I teraz staje się jasne, że poczynania p. Świrskiego wobec TVN mają sens, bo zapewniają Właściwą Informację o tzw. dobrej zmianie. Ponoć szef KRRiT razem z pp. Pereirą (bardzo zasłużonym aktywistą TVP Info) i Bochenkiem (obecnym rzecznikiem PiS) mają prowadzić wykłady o zapobieganiu dezinformacji, co można uznać za kolejny Dzień Świra.

Churchill polskiego sanitariatu

Społeczeństwa – nie dotyczy to tylko polskiego – starzeją się, a więc wzrasta liczba osób potrzebujących terapii z powodu chorób pojawiających się w podeszłym wieku. Do tego dochodzi normalna statystyka zachorowań niezależnie od wieku. Sytuacja wymaga odpowiedniej organizacji opieki zdrowotnej, w tym dostępności leków. Część z nich jest darmowa lub refundowana, a ważna jest również cena, by tak rzec, detaliczna. Firmy farmaceutyczne nie prowadzą działalności charytatywnej, ale walczą o zysk i klientów, o czym np. świadczy to, że w programach stacji telewizyjnych znajduje się olbrzymia liczba reklam, często jawnie absurdalnych.

W tej sytuacji wiele zależy od polityki resortu zdrowia. Trudno mieć do tego resortu zaufanie. Pan Szumowski, niegdyś nim kierujący, wprawdzie epatował zmęczonymi oczami, ale bardziej wsławił się wirtualnym zakupem respiratorów od handlarza bronią niż usprawnieniem działań służby zdrowia. To za jego czasów p. Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny, radził, aby panikarze włożyli sobie lód w majtki dla ochłody, a nie szerzyli defetyzm w związku z covid-19, i tak puszył się sukcesami w walce z pandemią: „Nikt nam tego sukcesu nie odbierze” i „Nigdy tak niewielu nie zrobiło tak wiele dla tak wielu”.

„Churchill” rodzimego sanitariatu nie był odosobniony w prawieniu głupstw w dobrozmiennym gronie kierującym ochroną zdrowia w Polsce, gdyż p. Kraska, permanentny wiceminister zdrowia (przypomina się dowcip jednego z filmów Barei: „mój mąż z zawodu jest dyrektorem”), zachwalał tzw. wybory kopertowe w taki sposób: „Na kartonie papierowym wirus żyje do 24 godzin. Następne badania zostały wykonane na papierze i bibule. Badacze wskazali, że po 30 minutach połowa wirusa ginie, a po trzech godzinach praktycznie go nie ma. (...) Z pewnością listonosze będą czuli się bezpieczni”. Po przeczytaniu takiego dictum nie dziwi, że p. Kraska rżnął głuptaska i spłaszczał statystyczne stożki zachorowań.

Po p. Szumowskim nastał p. Niedzielski, który wprawdzie ma rześkie oczy, ale dysponuje zmęczonym głosem, ciągle wbijającym rozmaite kliny pomiędzy służbę zdrowia i jej klientów, a także konfliktującym poszczególne sektory środowiska medycznego.

Nic dziwnego, że społeczny bilans zdrowotny jest fatalny. W 2021 r. zmarło prawie 520 tys. Polaków, najwięcej od II wojny światowej (przekroczenie o 50 tys. średniej z ostatnich 50 lat), a w 2022 prawie 450 tys., a więc też sporo. Do tego dochodzi kryzys demograficzny – w 2022 r. urodziło się w Polsce najmniej dzieci po wojnie, mianowicie 305 tys. Wprawdzie dobrozmieńcy obwiniają o to lewaków (wspieranych przez władze Warszawy, jak rzekł Jego Ekscelencja) i LGBT (czyli nie ludzi, ale ideologię, jak raczył wyjaśnić p. Duda), ale badania socjologiczne uzasadniają tezę, że przyczyną jest polityka społeczna obecnej władzy, a ostatnio dzietność Polek cierpi z powodu absurdalnych zmian w stosowaniu tzw. klauzuli sumienia.

Leki są za tanie!

Polska wypada źle, jeśli chodzi o średnią długość życia. Pandemia odbiła się na całej Europie i sprawiła, że średnia życia skróciła się przeciętnie o rok, ale w Polsce o 2,4. Pod tym względem jesteśmy na czwartym miejscu od końca w Europie, a wyprzedziły nas tylko Bułgaria, Słowacja i Rumunia. Jest oczywiste, że obok tradycyjnej ochrony zdrowia, np. szpitalnej, polityka farmaceutyczna, o której wyżej była mowa, odgrywa poważną rolę w kształtowaniu długości życia. Tak to już ewolucja biologiczna i kultura urządziły, że człowiek musi wspomagać trwanie swojej indywidualnej egzystencji przy pomocy leków. Jest rzeczą zrozumiałą, chociaż poniekąd smutną, że firmy farmaceutyczne traktują to biznesowo, ale w końcu czemu nie, skoro interesy robi się na pochówku czy odpuszczaniu grzechów.

Państwo nie jest jednak koncernem produkującym specyfiki lekarskie, żywi się pieniędzmi podatników i oczekuje się, że przeznaczy część swoich dochodów na wspomaganie obywateli w ich trosce o zdrowie. Nie ma też wątpliwości, że polityka farmaceutyczna musi być racjonalna, chociażby dlatego, że wydatek, np. na refundację leków, jest konkretny, a zysk z tego płynący – niekoniecznie.

Ministerstwo Zdrowia RP początkowo chciało podwyższyć opłatę ryczałtową, a więc z góry ustaloną na wyraźnie określoną listę leków, niezależnie od kosztów ich produkcji, tj. pokrywającą tylko część ceny leku. Pan Niedzielski, zapewne wspólnie z p. Kraską, tak to wyjaśniali: „ryczałt nie był zmieniany już od ponad 20 lat i to źle, bo tak niska opłata deprecjonuje wagę leków, które z uwagi na taką cenę są traktowane jak towar nieistotny. Pacjenci przez niską cenę wykupują leki na zapas, a następnie ich nie przyjmują i utylizują”.

To, skądinąd wyjątkowo bezczelne, sformułowanie od razu ujawniło zamysł oszczędzenia na ryczałtowaniu i refundacji, albowiem ze zryczałtowanych specyfików korzystają tylko przewlekle chorzy, np. na cukrzycę typu 1, chorobę niedokrwienną serca, padaczkę, wrodzone niedobory odporności czy łuszczycę. Wedle obliczeń ekspertów ten pomysł skutkowałby zwiększeniem (po stronie nabywców) wydatków na leki o 700 mln rocznie.

Czytaj też: Covid na wirażu. Niektórzy zakażają się na okrągło

Zdrowi i zdolni do pracy

Granda związana z podwyższeniem ryczałtu była zbyt czytelna, aby ukryć jej zamiar, więc dobrozmieńcy postanowili poszukać innych rozwiązań. Wymyślili, że część specyfików dostępnych ryczałtowo zostanie przeniesiona do kategorii leków dostępnych na receptę z 30-procentową odpłatnością. Rozmaite przesunięcia ryczałtowo-refundacyjne zostały tak skalkulowane, że pochłoną ponad 600 mln zł z kieszeni pacjentów. Nadto z listy leków refundowanych wykreślono wszystkie specyfiki dostępne bez recepty, co zwiększy wydatki nabywców o kolejne 200 mln. Niby w trosce o ich racjonalne wykorzystanie, ale przede wszystkim chodzi o interesy budżetu.

Dalej: osoby 75+ otrzymują niektóre leki za darmo niezależnie od tego, czy są produkowane w Polsce, czy za granicą, a po zmianach ten przywilej obejmie tylko pierwsze. Zwraca się uwagę na to, że seniorzy zażywają te same leki latami, a zmiana w tym zakresie może okazać się fatalna w skutkach, również dlatego, że polskie produkty farmaceutyczne jednak nie dorównują zagranicznym.

I wreszcie budżet na refundację leków ma być zamrożony na poziomie 17 proc. wszystkich wydatków Narodowego Funduszu Zdrowia (dziura budżetowa tej instytucji wynosi 10 mld – to efekt polityki obecnej władzy, pewnie w wyniku opilstwa winami Tuska). Zważywszy prognozę nieocenionego p. Glapińskiego, że do „normalnej” inflacji wrócimy w 2025 r., oznacza to, że tzw. dobra zmiana zamierza oszczędzać na zdrowiu Polaków – ocenia się, że przyniesie to co najmniej 1 mld zł.

Pan Niedzielski, wespół zespół z p. Kraską, tak to wszystko tłumaczą: „większa populacja społeczeństwa uzyska dostęp do terapii lekami, środkami spożywczymi specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobami medycznymi w chorobach, w odniesieniu do których nie było wcześniej możliwości refundacji. Powinno przynieść to poprawę zdrowia większej części populacji społeczeństwa, tym samym powiększając grupę osób aktywnych zawodowo”. I pracujących ku chwale tzw. dobrej zmiany m.in. dzięki operacji „farmacja plus”. Nie wiadomo tylko, ilu Polaków zejdzie przedwcześnie z tego świata z powodu przemyślnej polityki dobrozmieńców.

Czytaj też: Podziemny budżet PiS. Wydaje, ile chce, długiem państwa się nie martwi

Farmacja minus, podatki plus

Trudno zorientować się we wszystkich zmianach podatkowych wprowadzanych na bieżąco. Ostatnio okazuje się, że dodatkowe sumy będą musieli zapłacić emeryci podejmujący dodatkową pracę zarobkową. „Dodatkowy” nie znaczy tutaj „wypływający z normalnych zasad obliczania podatków w zależności od wysokości przychodów”, ale „specjalnie otaksowany w związku z zarobkami uzyskanymi z legalnej pracy wykonywanej w czasie pobierania pieniędzy z tytułu pozostawania w stanie spoczynku”.

A więc jest tak: byłeś czynny zawodowo przez x lat, z tego tytułu otrzymujesz emeryturę, jakiś pracodawca uznaje, że jesteś mu potrzebny, możesz zadośćuczynić tej potrzebie, otrzymujesz za to jakieś wynagrodzenie, a więc masz płacić dodatkowy podatek.

Można by od biedy zaakceptować operacje „farmacja minus” i „podatki plus”, gdyby służyły ochronie budżetu w trudnych czasach. Nie ma też wątpliwości, że w każdym państwie, niezależnie od jego ustroju, część budżetu idzie w przysłowiowy gwizdek, a nawet jest zawłaszczana przez żarłoczną biurokrację. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w Polsce rozmaite manipulacje (może trzeba powiedzieć wprost – machinacje) pieniędzmi publicznymi są skierowane na pozyskanie środków na zbyt rozwinięte „willowanie plus” czy też takie poczynania jak wysłanie 53 samochodów policyjnych do ochrony integralności cielesnej Jego Ekscelencji w trakcie obchodów kolejnej miesięcznicy smoleńskiej. Dobrozmieńcy uważają, by jeszcze raz skorzystać z „mądrości” p. Pinkasa, że nikt im tego sukcesu nie odbierze. Warto zadać kłam temu stwierdzeniu przy najbliższych wyborach.

Czytaj też: Wielu Polaków nie przekaże ani grosza z podatków

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną