Wołodymyr Zełenski jest dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych, najpopularniejszych i podziwianych polityków. Nie tylko w Polsce, ale i w tej części świata, która podziela nasze wartości. Pewnie nikt się nie spodziewał, że z komediowego aktora wyrośnie na prawdziwego przywódcę, oklaskiwanego w Waszyngtonie, Paryżu czy Londynie, prezydenta, który z pewnością trafi na karty historii.
Zełenski zmobilizował Ukraińców i Zachód
Zełenski musiał się zmierzyć z sytuacją, której nie przewidział w czarnych snach ani on, ani żaden z europejskich liderów – z wojną, prawdziwą i krwawą, wywołaną przez Rosję. Z napaścią kraju większego, silniejszego, z armią uważaną za drugą na świecie.
Okazał się twardzielem. W kilkudziesiąt godzin stał się przywódcą dojrzałym, mądrym, odpowiedzialnym, pełnym spokoju, ale i emocji. Umiejętność przekonywania – talent po prostu – stała się jego wielkim atutem. Zdobył szacunek Ukraińców, cywilów i żołnierzy, walczących na frontach i ginących za kraj. Zmobilizował obywateli, którzy tak jak on chcieli spokojnie żyć i pracować. Ale świat zawalił się na ich oczach.
Zełenski zmobilizował także liderów wolnego świata do pomocy i solidarności z Ukrainą. Bez tego nie dałaby rady, to oczywiste. Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię do pomocy i obrony ukraińskiej integralności zobowiązuje wprawdzie memorandum z Budapesztu (w zamian za rezygnację Kijowa z broni jądrowej), ale gdyby nie postawa Zełenskiego, wsparcie mogłoby nie być tak potężne.