Magdalena Biejat to znana i aktywna posłanka Lewicy, współprzewodnicząca partii Razem. Będzie kandydatką paktu senackiego w okręgu warszawskim. Pakt senacki powstał po to, aby w nadchodzących wyborach rywalem PiS w każdym ze stu okręgów był jeden przedstawiciel demokratycznej opozycji. Tylko wtedy jest szansa na utrzymanie Senatu w rękach antyPiSu. Zatem przeciwnicy władzy Kaczyńskiego nie będą mieli alternatywy i w swoim okręgu, bez względu na własne polityczne sympatie, będą głosować na kandydata wskazanego przez liderów paktu senackiego. Czyli, na przykład, lewicowiec zagłosuje na ludowca z PSL, a konserwatysta na lewicowca. Nikt nie kwestionuje tej logicznej z uwagi na ordynację zasady, a powołanie paktu senackiego uznano za duże osiągnięcie opozycji. No to w czym rzecz?
Czytaj też: Pakt senacki dogadany. Co z Petru i Giertychem?
Jak Biejat oddała nieważny głos
Otóż w tym, że Magdalena Biejat w zeszłym roku przyznała w Radiu TOK FM, że w wyborach prezydenckich w 2015 r., mając do wyboru Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudę, oddała nieważny głos, bo żaden z nich jej nie odpowiadał. Bronili jej wtedy lewicowi koledzy, publicyści i symetryści, dowodząc, że demokracja polega na głosowaniu z przekonaniem, według własnych poglądów itd.
Co znaczył wybór Dudy na prezydenta, pokazały następne lata, od tego aktu wyborczego rozpoczął się polityczny proces, o zatrzymanie którego toczy teraz bój cała opozycja, w tym Lewica. Dostrzegło to wówczas 8 mln wyborców Komorowskiego, ale akurat nie dzisiejsza warszawska kandydatka do Senatu.
Czytaj też: Jakie nowe chwyty szykuje sztab PiS? Stare nie działają
O co chodzi w tych wyborach
Powiedzmy jasno: Magdalena Biejat zostanie senatorem tylko wtedy, kiedy wyborcy zachowają się inaczej niż ona sama w 2015 r. i nie oddadzą nieważnego głosu. Partia Razem i jej polityczka nie każdemu musi odpowiadać. Lewicowe poglądy, i to w wersji dość czasami radykalnej, mogą wielu wyborcom sprawiać dyskomfort, jak Komorowski Biejat osiem lat temu. Ale nadzieją lewicowej kandydatki jest polityczne ogarnięcie elektoratu, zrozumienie, o co toczy się walka, że chodzi o większy mianownik niż tylko programy poszczególnych ugrupowań – czyli o zachowanie demokratycznej ramy państwa. Dokładnie o to samo chodziło zresztą w 2015 r.
Byłoby może sensowne, gdyby Magdalena Biejat zdobyła się w tej kampanii na chwilę refleksji i przyznała się do tego dawnego błędu czy, powiedzmy, nieroztropności. Poza wszystkim świadczyłoby to o tym, że w pakcie senackim chodzi o coś więcej niż tylko pragmatyczne przechytrzenie PiS, że liczą się też wspólne wartości różnych partii.