Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Giertych wkłada kij w szprychy paktu senackiego. To niepoważne! I prezent dla PiS

Roman Giertych w Krakowie Roman Giertych w Krakowie Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl
Niech Roman Giertych wraca do Polski, niech startuje, ale niech nie wkłada kija w szprychy paktu senackiego. A zanim napisze kolejny niemądry „tweet”, niech się zastanowi, ile radości sprawi nim prezesowi Kaczyńskiemu.

Senat w kończącej się kadencji parlamentu był najważniejszą, obok urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich i (od pewnego momentu) Naczelnej Izby Kontroli, zaporą przeciwko autorytarnym rządom PiS. Utrzymanie większości przez opozycję w ramach ponadpartyjnego paktu senackiego, a w konsekwencji własny marszałek Senatu, to prawdziwy sukces i wszystkim, którzy się do tego przyczynili, należy się wdzięczność ze strony demokratycznie myślących obywateli.

W obecnej sytuacji politycznej, a zwłaszcza w obliczu niepowodzenia planów utworzenia jednej listy w wyborach do Sejmu, byłoby skrajną nieodpowiedzialnością, gdyby liderzy ugrupowań opozycyjnych nie porozumieli się w sprawie wspólnych kandydatów w każdym ze stu jednomandatowych okręgów do Senatu. Na szczęście Pakt Senacki 2023 jest już prawie dopięty. Oby był kompletny i objął wszystkie okręgi.

Giertych mógł się nie żalić

W procesie tworzenia jednej listy kandydatów wspólnie popieranych przez wszystkie ugrupowania opozycji zawsze są jacyś wygrani i jacyś przegrani. Miejsc w Senacie jest tylko sto, a wartościowych i znanych ludzi, w tym dotychczasowych senatorów, o wiele więcej. Lojalność wobec wspólnego projektu wymaga, aby ci, którzy przegrają, nie dzielili się z opinią publiczną swoim rozżaleniem i prowadzili swoich rozpaczliwych bojów o nominację partyjną na oczach wyborców. Bo tego rodzaju niepoważne zachowanie głosów nam nie przysporzy.

Niestety, z wyjątkowej okazji, by siedzieć cicho, nie skorzystał były wicepremier i minister rządów PiS, adwokat Roman Giertych. Starał się (jego prawo) o nominację w ramach paktu senackiego z okręgu otaczającego Poznań (nr 90) bądź z Warszawy. W końcu żadna z partii formalnie go nie zgłosiła (choć wstępnie przymierzała się do tego Polska 2050).

Wobec fiaska swoich zabiegów, zamiast się po prostu honorowo wycofać, Giertych publikuje niepoważne i złośliwe komentarze, a w dodatku zmienia zdanie. W środę niby to chciał się wycofać, a teraz rozważa start, jeśli z „badań” nie będzie wynikać, że konkurowanie z kandydatką paktu senackiego nie da w rezultacie mandatu kandydatowi PiS.

Szkoda pieniędzy na badania! Jest oczywiste, że rozproszenie głosów wyborców opozycji w Warszawie to prezent dla PiS. Giertychowi bardzo nie podoba się kandydatura Magdaleny Biejat z Nowej Lewicy (Razem). Można to zrozumieć. Ale polityka to gra drużynowa. Trzeba umieć przyjmować do wiadomości wyniki negocjacji. Tym razem górą była Lewica. To nie powód, aby ją teraz gryźć po kostkach, publikując rewelacje, jakoby w świetle pewnego sondażu Lewica nie osiągała progu wyborczego. Gdzie ten sondaż? W głowie Giertycha?

Senat: nagroda za całokształt

Wystartuje czy nie, jego decyzja. Lepiej jednak, żeby w Warszawie dał sobie na wstrzymanie. Frustracja jest złym doradcą. Dziś Roman Giertych – w roli adwokata – jest bardzo zaangażowany w zwalczanie nadużyć PiS, naprawdę wiele zrobił dla kraju przez ostatnie lata, jest wsparciem dla opozycji i dla Donalda Tuska. Przebywa za granicą, bo nie czuje się w Polsce bezpiecznie. I trudno się dziwić po tym, co przeszedł – łącznie z pobytem w szpitalu. Immunitet bardzo by mu się przydał i w pewnym sensie na mandat i status senatora po prostu zasługuje. Jednakże polityka jest polityką, a za każdym i każdą z nas ciągnie się przeszłość.

Z innego punktu widzenia Roman Giertych na ten mandat jednak nie zasługuje. W młodych i nie całkiem już takich młodych latach był pionierem odrodzenia w Polsce skrajnego nacjonalizmu i klerykalizmu. Tzw. ruch narodowy, będący udręką parlamentu i życia publicznego w naszym kraju, nie byłby dziś tak mocny, gdyby nie wieloletnia działalność Giertycha jako lidera Młodzieży Wszechpolskiej. Nie można też zapomnieć, jak autorytarnie zarządzał resortem edukacji, jak „klerykalizował” szkoły, jak chciał dzieci ubierać w mundurki. Tamtego Giertycha już nie ma, nie ma co do tego wracać, ale skoro chce się startować w wyborach, to samemu tego wilka wywołuje się z lasu. Za swoją nader szkodliwą dla kraju działalność z dawnych lat nie poniósł żadnej kary, lecz start z paktu senackiego to więcej niż brak kary – to jednak jest nagroda. Nagroda za całokształt. A całokształt jest w jego przypadku, powiedzmy, trudny.

Lewica nie chce Giertycha

Swoją złość i frustrację Giertych wylewa na lewicę, bo to Nowa Lewica nie chce go w pakcie senackim. A jak ma go chcieć? Jakim cudem miałaby godzić się na kogoś, o kim powiedzieć, że przez lata zwalczał i niszczył lewicę, to nic nie powiedzieć? Byłoby to doprawdy równie dziwne jak poparcie przez Giertycha, dajmy na to, mojej kandydatury w ramach paktu senackiego. Ale przecież nikt nawet czegoś podobnego nie proponuje. Z definicji pakt senacki jest dla kandydatów środka. A Giertych, jako żywo, żadnym środkiem nie jest.

Posłanka Anna Maria Żukowska z Nowej Lewicy w rozmowie z nami ujmuje tę sprawę nieco inaczej. Jej zdaniem przeszłość Giertycha nie jest rozstrzygająca, a liczy się to, jakie poglądy deklaruje obecnie. Wypowiedzi Giertycha z ostatnich lat każą wątpić, aby w przyszłej kadencji poparł liberalizację prawa aborcyjnego. Z pewnością nie będzie też sojusznikiem osób LGBT. Żukowska twierdzi ponadto, że Senat to nie jest właściwe miejsce dla kogoś, kto jako prawnik stawia sobie za cel rozliczanie PiS. Może występować jako oskarżyciel z pozycji prawnika, a gdy chodzi o parlament, to uprawnienia śledcze ma akurat Sejm.

Roman Giertych opowiada o jakimś sondażu, w którym Lewica ma 4,8 proc., i prognozuje, że ostatecznie w wyborach uzyska 2 proc. Twierdzi, że Polska 2050 oficjalnie zgłosiła go jako kandydata w Olsztynie albo w poznańskim „obwarzanku”. Tylko że nikt tego nie potwierdza. Doprawdy korespondencje Giertycha ze słonecznej Italii nie wyglądają poważnie i nie świadczą dobrze o kondycji emocjonalnej gwiazdy palestry. A to w przypadku prawnika rzecz nader niebezpieczna.

Miller i Lis mogą mieć rację

Pakt senacki z pewnością poradzi sobie bez Romana Giertycha i mimo niego. Nawet jeśli w kilku miejscach nie uda się zapobiec rozproszeniu głosów opozycji, to generalna wygrana opozycji w wyborach do Senatu jest bardzo prawdopodobna. A jeśli słynny adwokat chciałby wykorzystać swoje znaczne środki i popularność do odnowienia kariery politycznej, nie wyrządzając przy tym szkody opozycji, to niechaj startuje w okręgu, w którym zawsze mandat bierze PiS i w którym będzie miał szansę odebrać głosy kandydatowi partii rządzącej, a nie paktu senackiego.

Zwycięstwo Giertycha w okręgu, na który nikt na opozycji nie liczy, byłoby faktycznym sukcesem, ale sukcesem byłaby też przegrana, gdyby tylko pomogła wygrać kandydatowi paktu w jakimś „pisowskim” okręgu. W tym sensie Leszek Miller czy Tomasz Lis, którzy namawiają Romana Giertycha do samodzielnego startu, mają rację. Niech wraca do Polski, niech startuje, ale niech nie wkłada kija w szprychy paktu senackiego. A zanim napisze kolejny niemądry „tweet”, niech się zastanowi, ile radości sprawi nim Jarosławowi Kaczyńskiemu. Bo chyba już tej radości było za dużo.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną