Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Błaszczak na zakupach, wybory tuż-tuż. Za chwilę „wyda” rekordowe pieniądze

Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak Ministerstwo Obrony Narodowej
Wszyscy, którzy w Polsce i na Zachodzie pisali o gigantycznych zamówieniach obronnych Polski, powinni szukać innych przymiotników. Największe przed nami – w tym tygodniu. Wszystko oczywiście przed wyborami. Na pytania o budżet czas przyjdzie zapewne później.

We wtorek pierwszy dzień targów obronnych MSPO w Kielcach. Tego dnia Polska „wyda” (cudzysłów ma tu znaczenie) na zbrojenia najwyższą kwotę w historii. Wszystko może zająć dwie godziny, które – jak wynika z nieoficjalnego kalendarza – przeznaczono na ogłaszanie i podpisywanie kontraktów.

Kumulacja wynika z dopięcia negocjacji oraz – oczywiście – z przedwyborczej potrzeby, która od jakiegoś czasu kształtuje aktywność publiczną ministra Mariusza Błaszczaka. Kontrakty zbrojeniowe stały się jej częścią, a im są większe, tym bardziej – w kalkulacji PiS – wzmacniają wizerunek ugrupowania i polityka robiących wszystko dla bezpieczeństwa Polski. Dlatego wysyp transakcji na kieleckich targach był od ponad roku oczekiwany, a kalendarze ustawione tak, by wszystko dopiąć do początku września. Czy wszystko się uda – zobaczymy.

Czytaj też: Błaszczaka wojsko na pokaz. Polacy mają się naoglądać bojowego żelastwa. Aż do wyborów

Wisła, Narew, Pilica plus

Największym kontraktem oczekiwanym w Kielcach jest tzw. druga faza Wisły. W uproszczeniu to uzupełnienie kadłubowego kontraktu z marca 2018 r. na wyrzutnie i radary systemu obrony antyrakietowej i przeciwlotniczej Patriot z dołożonymi elementami systemu kierowania i dowodzenia IBCS. Tamto zamówienie było ówcześnie rekordem (4,75 mld dol.), ale można je określić mianem kadłubowego, bo obejmowało ledwie dwie z przewidzianych w programie Wisła ośmiu baterii, zostało okrojone z wcześniej rozważanych elementów offset (jak produkcja w Polsce niskokosztowego pocisku przechwytującego czy stworzenie polskich radarów kierowania ogniem na bazie najnowszych półprzewodników). Radary pozyskiwane z USA były „starszej generacji” (sektorowe, widzące tylko fragment przestrzeni powietrznej, a nie dookólne, pokrywające zakres 360 st.). Za to Polska zdecydowała się na najnowocześniejsze pociski PAC-3 MSE. Drugą zaletą był ów IBCS, cyfrowy i sieciowy system wymiany danych, obecnie widziany jako „system systemów”, pozwalający łączyć nie tylko obronę powietrzną, ale lotnictwo, artylerię i rozpoznanie w jeden kompleks obronno-ofensywny, czyli spełniający wymóg sieciocentryczności.

Polska czekała na brakujące elementy pięć lat, mimo iż jest pierwsza w kolejce z klientów eksportowych. Wskutek opieszałości amerykańskich procedur i bezwzględnej konkurencji zbrojeniowych gigantów spóźniała się decyzja o produkcji nowego radaru. Ten obecny to ściana elektroniki kryta z tyłu plandeką, nowy to trzy ściany i trzykrotnie większy gabaryt. LTAMDS, zwany też Ghost Eye, to potwór wymagający nowego zasilania, półprzewodników, a także monstrualnego podwozia. W nowym zamówieniu będzie ich 12, po jednym dla każdej jednostki ogniowej uzbrojonej w cztery wyrzutnie z maksymalnie 12 pociskami każda. Pociski PAC-3 MSE są piekielnie drogie, po kilka milionów dolarów sztuka – a pakiet przewiduje ich 644. W miarę dojrzewania koncepcji Wisły jako systemu ściśle przeciwbalistycznego zrezygnowano z idei niskokosztowego pocisku wielozadaniowego produkowanego w Polsce. A raczej przeniesiono ten pomysł do systemu niższej warstwy, krótkiego zasięgu Narew.

Również założenia sprzed kilku lat o 50-procentowym udziale polskiego przemysłu w kontrakcie zostały radykalnie zweryfikowane w dół. Ile konkretnie środków zostanie u nas, okaże się po umowach amerykańskich dostawców z polskimi poddostawcami. Wyznacznikiem (oby nie ostatecznym) niech będzie wartość podpisanego przez MON offsetu w wysokości 1 mld zł, podczas gdy wycena maksymalna kontraktu ze strony USA to 15 mld… dol. O ile spadnie ona po negocjacjach? Wcześniejsze umowy wskazują na zakres od 35 do nawet 50 proc. Ale, jak twierdzą osoby znające zakres tej umowy, będzie ona wielostopniowa i w Kielcach możemy nie zobaczyć jej całości.

Kluczową sprawą jest właśnie IBCS i jego rola jako łącznika Wisły i Narwi. Wymaga to zgrania i ustalenia zakresu zamówień dla systemu średniego zasięgu (patriotów z nowymi radarami), jak i krótkiego (z pociskami rodziny CAMM i polskimi radarami Bystra/Soła). Rozmowy o pociskach i wyrzutniach dla Narwi też się toczą i mogą zmierzać do kontraktu na kieleckich MSPO. A w takim wypadku sumę przeznaczoną na zamówienia w obronie powietrznej należy zwiększyć o kilkanaście do kilkudziesięciu miliardów.

Ostatecznie może to być nawet blisko 100 mld zł, podpisane w ciągu kilku godzin. Zresztą pióro lub pióra, którymi minister Błaszczak podpisuje te umowy, warto wystawić na jakiejś dobroczynnej aukcji (pro-tip dla MON).

Czytaj też: Dopychanie kolanem Wisły

Kumulacja Błaszczaka

O jakiej sumie mówimy w zakresie rakiet do systemu Narew? 23 baterie, w każdej sześć wyrzutni razy osiem rakiet w jednym takim zapasie środków ogniowych – a jak wiadomo, na jednym się nie skończy. Będzie to kilkadziesiąt miliardów złotych. Gdybyśmy mieli mierzyć wartością tzw. Małej Narwi (sześciu wyrzutni zamówionych do tej pory z mniej zaawansowanymi radarami) wyjdzie kwota ok. 25 mld zł. Z tym że do Narwi właściwej potrzebne są droższe pociski o większym zasięgu, a także sfinansowanie wdrożenia ich produkcji w Polsce. Rakietowy kontrakt na Narew może więc być porównywalny wartościowo z zamówieniem antyrakietowej Wisły. Co prawda pociski PAC-3 MSE dla patriotów kosztują kilka razy więcej niż CAMM-y dla Narwi, ale tych drugich potrzeba dużo więcej, bo oprócz Narwi służyć mają jeszcze mniejszej Pilicy plus. Liczby idą w setki i tysiące, ceny mogą szokować. Pytania, czy budżet to wytrzyma, przyjdą później. W każdym razie w Kielcach nastąpić ma przeciwlotnicza i przeciwrakietowa kumulacja.

Przecież jednocześnie MON zamierza zamówić kilkaset HIMARS-ów. Tu schemat umowy ramowej może być inny: głównym dostawcą będzie zapewne Polska Grupa Zbrojeniowa, choć komponenty trzeba będzie zakupić z USA. MON trzyma swoje asy przy piersi, a zagraniczni dostawcy nie mogą wyprzedzać komunikatów resortu. Ale z listy gości na targach oraz działań medialnych amerykańskiego Lockheed Martina można się domyślać, że właśnie w Kielcach zostanie podpisany największy eksport tego systemu rakietowego na blisko 500 wyrzutni. Szef agencji eksportu uzbrojenia i kierownik biura programów rakietowych U.S. Army to VIP-y, których obecność sygnalizuje dużej rangi wydarzenie. Lockheed na briefingach z dziennikarzami omawia zarówno pociski antyrakietowe do patriotów, jak i polonizację wyrzutni, rakiet i podwozi do HIMARS-a.

Kolejnym systemem rakietowym, jaki wystąpi na kieleckiej scenie, będzie dobrze znany norweski NSM. Pociski formalnie przeciwokrętowe, ale potrafiące uderzyć w zasadzie w każdy cel z odległości 200 km, są na wyposażeniu polskich marynarzy w ich największej jednostce lądowej – brygadzie rakiet nadbrzeżnych MJR. Dwa dywizjony zakupione – tak, tak – w czasach poprzedników PiS niechętnie są uznawane przez obecne władze za sukces. Dostawca rakiet Kongsberg to obok szwedzkiego Saaba jedna z tych firm obronnych, które za dużo nie mówią o swoich planach i za bardzo nie chwalą się nawet dużymi kontraktami. Strategia ta przynosi jednak sukcesy, choć ich skala liczona w miliardach złotych czy dolarów jest dużo mniejsza od osiągnięć Amerykanów, Koreańczyków czy nawet PGZ.

Ta ostatnia już ma pełne szuflady zamówień i na targach spodziewa się kolejnych. Największe zainteresowanie będzie towarzyszyć świeżo zapowiedzianym projektom ciężkiego bojowego wozu piechoty i nowego kołowego transportera opancerzonego. Oba pojazdy będą korzystać ze współpracy polsko-koreańskiej, choć to nasi inżynierowie mają być ich konstruktorami i właścicielami praw intelektualnych. To ważne, gdy światowy rynek jest chłonny nowych konstrukcji, a wojna w Ukrainie jest w stanie skonsumować każdą liczbę wycofywanego sprzętu starszej generacji. Ale PGZ jest teraz mniej nastawiona na eksport, bo w pierwszej kolejności musi zaspokoić ogromny apetyt MON. Najważniejsze będzie wykazanie postępu w uruchamianiu produkcji w Polsce „spolszczonych” wersji koreańskich czołgów i haubic. Umowy ramowe na ich dostawę podpisano ponad rok temu, a przewidywały one, że pierwsze wyjadą z fabryk w 2026 r. Będzie to test jakości współpracy Koreańczykami, a także zdolności absorpcyjnych PGZ.

A co po targach?

Do wyborów będzie jeszcze ponad miesiąc, a Mariusz Błaszczak wcale nie zamierza kończyć zakupów. Na podpisanie czekają negocjowane teraz wielkie kontrakty śmigłowcowe – na 22 AW101 dla wojsk aeromobilnych i 96 apaczy jako latającej artylerii przeciwpancernej. Oba zamówienia mogą być dwucyfrowe – w miliardach złotych i dolarów. W USA będzie też lotnicza delegacja w sprawie nadchodzącej wielkimi krokami modernizacji F-16. Samoloty wyjdą z niej za kilka lat jak nowe – z lepszym radarem, komputerem, uzbrojeniem i przedłużonym okresem eksploatacji. To inwestycja ważniejsza niż koreańskie FA-50 i równie ważna co F-35. Może też być porównywalnie kosztowna.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną