Lewica jest rozczarowana, straci ponad jedną trzecią mandatów. Co poszło nie tak?
„Jeśli wynik będzie jednocyfrowy, to będziemy rozczarowani” – zapewniała jeszcze wczoraj współprzewodnicząca partii Razem Magdalena Biejat, w obecnych wyborach kandydatka z ramienia paktu senackiego na warszawskim Bemowie, Ursusie, Ochocie i Woli. Biejat mandat ma zagwarantowany (kiedy to piszę, ma na koncie 71,44 proc. głosów z policzonych 40 proc. komisji), czego niestety nie można powiedzieć o wielu jej partyjnych koleżankach i kolegach.
W porównaniu do zeszłej kadencji Lewica najprawdopodobniej straci ponad jedną trzecią mandatów – w 2019 r. komitet otrzymał 12,56 proc. głosów i 49 miejsc w Sejmie, dziś może liczyć na ok. 30 mandatów w całym kraju, a sondaże late poll dają jej 8,6 proc. poparcia. Bardzo możliwe, że posłować przestaną m.in. Anna Maria Żukowska, Maciej Gdula czy wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty! Co poszło nie tak? Skąd pomyłki i zawiedzione, jak wszystko na to wskazuje, nadzieje?
Znikł sentyment do SLD
Po pierwsze, optymistyczne dla Lewicy i PiS sondaże okazały się oparte na mocno przestarzałych danych demograficznych – w efekcie zbyt duży nacisk kładziono na odpowiedzi osób zamieszkałych w najmniejszych miejscowościach. Tymczasem pandemia, starzenie się społeczeństwa i nowe warunki ekonomiczne sprawiły, że polska wieś zaczęła się wyludniać, przybyło za to ludności w miastach. To oznacza nie tylko inne funkcjonowanie, inne wartości i to słynne „miejskie powietrze, które czyni wolnym”, ale też słabnące znaczenie tradycyjnych sieci społecznych.