Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Niby-rząd Morawieckiego. Tydzień ledwie, a już półmetek. Podsumujmy

Prezydent Andrzej Duda zdecydował się powierzyć misję tworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu, choć z góry było wiadomo, że nie ma szans na uzyskanie większości w Sejmie. Prezydent Andrzej Duda zdecydował się powierzyć misję tworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu, choć z góry było wiadomo, że nie ma szans na uzyskanie większości w Sejmie. Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Pisowski i wsparty przez Andrzeja Dudę niby-rząd Mateusza Morawieckiego jest najpewniej na półmetku swojego istnienia. Nie wydaje się przemęczony, a już o żadnej zadyszce nie ma na pewno mowy.

Na urodzinowej imprezie, bo przecież półmetek istnienia jak najbardziej takową uzasadnia, jubilatom powinno odśpiewać się pieśń opartą na głośnym w PRL – tu nawiązanie też uzasadnione – filmowym songu Jana Tadeusza Stanisławskiego. Brzmiałoby to mniej więcej tak:

„Te siedem dni* minęło jak jeden dzień,
już bliżej jest niż dalej, o tym wiesz.
Te siedem dni minęło, odeszło w cień
i nigdy już nie wróci, rób co chcesz”.

Czytaj też: Po co PiS-owi cały ten powyborczy cyrk? Trzy powody, a Tusk czwarty

Mateusza Morawieckiego pusty kalendarzyk

Owszem, wizja ta nie jest specjalnie optymistyczna dla jubilatów, a na dodatek zakłada u nich minimalne przynajmniej poczucie realizmu. Co w przypadku niektórych wydaje się przesadzone, bo sprawiają wrażenie, jakby o rychłym końcu nie myśleli. Obrazuje jednak błyskawiczne tempo, jakie przybrały dzieje tej ekipy Morawieckiego – tydzień ledwie, a to już połowa jej historii! Ale także towarzyszącą temu kompletną pustkę, bo czas ten przeciekł premierowi i jego gromadce przez palce w sposób modelowy.

Symbolem niech będzie słynny – z racji swojej pustki – kalendarzyk Mateusza Morawieckiego w dniu, który desygnowany szef rządu planował spędzić na konsultacjach z potencjalnymi koalicjantami. Okazało się, że czasu nowy-stary premier ma skolko ugodno – rozmówcy, gdyby tylko chcieli, mogli pojawiać się w zasadzie o dowolnie wybranej porze. Tyle że jakoś nikt specjalnie nie przebierał nogami. Z utrzymanego w proszalnym tonie zaproszenia skorzystała Konfederacja, a i ona tylko po to, by przynieść gospodarzowi czarną polewkę.

Podobnie czas przeciekał przez palce niby-ministrom niby-rządu. Mimo że wymagałby tego elementarny w sytuacji takiej ekipy demokratyczny obyczaj, nie próbowali często wykonywać nawet bieżących i najpilniejszych czynności administracyjnych. Skrajnym dowodem okazała się niby-minister zdrowia, która nie zajęła się najpilniejszym, jak się zdaje, z bieżących problemów: alarmującym wzrostem zachorowań na covid-19. Może powodem było to, że zajęta była organizowaniem spotkania kierownictwa resortu z samym swoim szefem, czyli niby-premierem. A także roztaczaniem przed podwładnymi brawurowego planu działań, zakrojonego nie na pozostały do końca tydzień, a co najmniej na lata, bo rozpisanego na wiele tematów, punktów i podpunktów.

A może jednak zdecydowało to, że obecna niby-minister na swojej poprzedniej posadzie, czyli Głównego Inspektora Farmaceutycznego, zaliczyła potężną wtopę związaną właśnie z pandemią covid-19? Otóż wedle NIK zaniedbała nadzór nad obrotem szczepionkami, w wyniku czego prawie 118 tys. osób zostało zaszczepionych wadliwymi preparatami.

Czytaj też: Zachowuje się śmiesznie, musi mieć jakiś cel. W co gra Morawiecki?

Za poświęcenie swojej twarzy

To dlatego chociaż niby-rząd jest najpewniej na półmetku swojego istnienia, to nie wydaje się przemęczony, a już o żadnej zadyszce nie ma na pewno mowy. Pora na ciąg dalszy urodzinowej pieśni:

„A świat w krąg ci roztacza uroki swe i prosi, żeby brać.
Na karuzeli życia pokręcisz się,
byleby tylko nie za wcześnie spaść.
I chociaż czas pogania, śmiej się z tego drania,
ciebie na wiele jeszcze stać.
Bo tak mówiąc szczerze, w życiu jak w pokerze
jest zasada: »karta-stół«, więc nie wbijaj w głowę,
żeś przeżył połowę, ale że dopiero pół”.

Tu – jak słychać – wizja jest z kolei dla jubilatów skrajnie optymistyczna. Nie przez przypadek chyba jest o braniu (dla siebie odpraw), a może i o rewanżu ze strony partii za poświęcenie (i to swojej twarzy) w trudnym powyborczym czasie? Nie mówiąc o pozyskiwaniu stanowisk dla znajomych, też z nadzieją na wdzięczność (świadectwem choćby pospieszne obsadzenie KNF). Jest także mowa, z uznaniem, o brawurowym, bo pokerowym stylu (cóż z tego, że wielu nazwie go butnym).

A puenta songu to już niemal czysty optymizm, bo mowa o bliżej wprawdzie nieokreślonym, ale trzecim etapie zabawy. Swoją drogą, w ostatnim wywiadzie prezesowi Kaczyńskiemu marzył się jakiś trzeci krok.

„Siedem dni* minęło… to piękny wiek,
siedem dni i nawet jeden dzień.
Na drugie tyle teraz przygotuj się,
a może i na trzecie, któż to wie?”.

Byleby tylko nie za wcześnie spaść... Ciekawe, co tu poeta miał na myśli.

*w oryginale „40 lat”, ale w obliczu Historii to przecież detal.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną