Kraj

Budżetowy kapiszon prezydenta Dudy. Chodzi o hałas i awanturę

Prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk. 11 grudnia 2023 r. Prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk. 11 grudnia 2023 r. Jakub Szymczuk / Kancelaria Prezydenta RP
Wydaje się, że nawet wyborcy PiS i wyznawcy Andrzeja Dudy długo nie wytrzymają nieustannego negowania i destrukcji i zauważą, że te działania prezydenta są wymierzone także w ich interesy.

Prezydent Andrzej Duda najwyraźniej postanowił zwalczać rząd Tuska. To kohabitacja wroga, która nie ma nic wspólnego z konstytucyjnym równoważeniem i kontrolowaniem się władz. Wyciągnął broń: budżet. Ale to tylko straszak. Dużo bezskutecznego huku.

Czytaj też: Duda sam się prosi, żeby go znów porządnie rozegrać

W mętnej wodzie łatwiej o pozory

Zawetował ustawę okołobudżetową, żeby ukarać rząd za przejęcie TVP. Rząd sobie poradzi bez niej, ale atmosfera zagrożenia, plotki o upadku rządu wpływają na społeczne poczucie bezpieczeństwa. Wszystko wskazuje także na to, że rząd zdąży w konstytucyjnym terminie przeprowadzić budżet na 2024 r. i posłać go prezydentowi do podpisu. Andrzej Duda nie będzie miał pretekstu do rozwiązania parlamentu i ogłoszenia nowych wyborów (swoją drogą: skąd myśl, że tym razem więcej osób zagłosowałoby na PiS z przystawkami?). Mógłby natomiast – takie przecieki pojawiają się ostatnio – zaskarżyć budżet do Trybunału nie-Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. I co by z tego wynikło?

Z doświadczenia nie wiadomo, bo nikt tego dotąd nie zrobił. Na czym bowiem miałoby polegać takie zaskarżenie: prezydent stwierdziłby, że za mało lub za dużo przeznaczono na jakąś dziedzinę? Np. na wsparcie rodzinnych gospodarstw rolnych, które są wartością konstytucyjną? Albo na zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych? A niby skąd wiadomo, ile to jest za mało albo za dużo? I dlaczego miałby o tym decydować Trybunał Konstytucyjny?

Ale, oczywiście, prezydent może napisać cokolwiek, a Trybunał nie-Konstytucyjny Przyłębskiej może to przyjąć. Im bardziej mętny byłby wniosek, tym lepiej dla TnK, bo w mętnej wodzie łatwiej można pozorować, że wyrok ma jakiś sens.

Sprawa musi trafić na tzw. pełen skład – minimum 11 osób. Wiadomo, że Julia Przyłębska ma od roku problemy, żeby taki skład zebrać. Jeśli sprawa będzie leżeć w TnK, rządowi to nie przeszkodzi w rządzeniu, bo będzie wydawał pieniądze na podstawie projektu zaskarżonej ustawy budżetowej. Jeśli Julii Przyłębskiej udałoby się skomponować „pełen skład”, a wyrok zapadłby z „dublerami” – rząd go nie uzna. Ma do tego podstawy w postaci wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. I zapewne publikację tego wyroku w „Dzienniku Ustaw” poprzedzi wstępem takim, jaki umieścił 18 grudnia przy innym wyroku: „Trybunał Konstytucyjny jest pozbawiony cech trybunału powołanego ustawą, gdy w jego składzie zasiada osoba nieuprawniona. Zgodnie z tymi [ETPC] orzeczeniami, publikowany wyrok wydany został w składzie ustalonym z naruszeniem podstawowej zasady mającej zastosowanie do wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego i w konsekwencji naruszającym istotę prawa do sądu ustanowionego na mocy ustawy” czym pozbawi wyrok mocy prawnej.

Możliwe jest też zebranie „pełnego” składu Trybunału bez „dublerów”. Wtedy wyrok byłby wykonalny. Raczej nie mógłby stwierdzać niekonstytucyjności całego budżetu, jeśli nie dałoby się wykazać wadliwości w procesie jego uchwalania przez Sejm i Senat.

Jest jeszcze jedna możliwość: TnK Przyłębskiej stwierdziłby, że budżet się nie spina, bo przewidziano za mało środków na pokrycie zaplanowanych wydatków. Ten budżet pisał rząd Morawieckiego, który słynął z finansowania pozabudżetowego, by wydawać pieniądze poza kontrolą parlamentu (specjalne fundusze itd.). To praktyka sprzeczna z konstytucją, ale bardzo wątpliwe, by TnK zechciał to orzec. Dałby bowiem takim wyrokiem podstawę do pociągnięcia premiera Morawieckiego i innych członków jego Rady Ministrów do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu.

Czytaj też: Gospodarka po PiS ma rozwiercone trzy filary

Chodzi o hałas i awanturę

Załóżmy jednak, że TnK orzeknie niekonstytucyjność budżetu i rząd Tuska będzie musiał napisać go na nowo. Co to oznacza dla bezpieczeństwa finansów państwa i dla koalicyjnego rządu? Nic. Nie ma bowiem żadnego terminu, w którym należałoby uchwalić nowy budżet. A dopóki nie ma nowego budżetu, rząd działa w oparciu o prowizorium budżetowe.

Co ważne, prezydent Andrzej Duda nie ma w takim przypadku możliwości rozwiązania parlamentu i ogłoszenia nowych wyborów, bo może to zrobić tylko, jeśli nie dostanie w terminie projektu budżetu, a taki termin i sankcje w postaci rozwiązania parlamentu konstytucja przewiduje tylko dla pierwszego projektu.

O co więc chodzi? O hałas i awanturę. Po ośmiu latach bycia „żyrandolem” Andrzej Duda chce być głównym rozgrywającym. Ale to, czym teraz straszy się w różnych przeciekach, jest „kapiszonem”. Wydaje się, że nawet wyborcy PiS oraz wyznawcy Andrzeja Dudy długo nie wytrzymają nieustannego negowania i destrukcji i zauważą, że te działania prezydenta są wymierzone także w ich własne interesy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną