Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Po dyplom lewą marsz! Skandal wokół Collegium Humanum narasta i coraz bardziej szokuje

Collegium Humanum Collegium Humanum Tomasz Jastrzębowski / EAST NEWS
O ile w przypadku polityków PiS trudno mówić o jakimś dysonansie poznawczym czy zaskoczeniu (nie takie rzeczy dzieją się w tym środowisku), o tyle inaczej ma się sprawa z oficerami czy posłami PO. Żołnierz przyjmujący fałszywy dokument hańbi swój mundur, a poseł hańbi swój mandat.

Na stronach Collegium Humanum można przeczytać wiele bardzo ciekawych rzeczy. Na przykład że Krzysztof Cugowski z Budki Suflera jest jej profesorem honorowym. Oraz że „Collegium Humanum wyróżnia odwaga w wytyczaniu nowych ścieżek edukacyjnych, najwyższa jakość i innowacyjny model nauczania oraz wrażliwość wyrażone w mottach Edukacja dla Sukcesu i Be More Humanum”. Nie mam pojęcia, co znaczy (i po jakiemu) Be More Humanum, za to doskonale pojmuję, że sprzedawanie dyplomów po 10 tys. za sztukę jest odważne, innowacyjne i jakościowo imponujące.

Collegium Humanum: skandal narasta

Cóż, żarty żartami, ale skandal wokół warszawskiej uczelni Collegium Humanum tylko się rozwija i narasta. Właściwie z dnia na dzień. Przypomnijmy, że jest to szkoła, która wyposażała działaczy i akolitów PiS (aczkolwiek w kilku przypadkach również innych polityków i urzędników) w nic niewarte, w gruncie rzeczy fałszywe dyplomy MBA (w teorii: międzynarodowo uznawane magisterium zarządzania w biznesie), dzięki którym mogli cieszyć się dobrze płatnymi stanowiskami – np. w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Do niesławnego grona posiadaczy lipnych dokumentów dołączają bowiem oficerowie Wojska Polskiego, w tym generałowie i pułkownicy, którzy również, w latach 2016–23, połasili się na fikcyjne dyplomy MBA bądź innych kierunków.

Niestety, wśród podejrzanych o oszustwo są bardzo wysoko postawieni dowódcy, łącznie z pełniącym obowiązki dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych. To doprawdy bulwersujące i zasmucające. O ile bowiem w przypadku polityków PiS trudno mówić o jakimś dysonansie poznawczym czy zaskoczeniu (nie takie rzeczy dzieją się wszak w tym środowisku), o tyle inaczej ma się sprawa z oficerami czy posłami PO (co najmniej dwoje ma taki podejrzany dyplom). Żołnierz przyjmujący, a tym bardziej kupujący fałszywy dokument hańbi swój mundur, a poseł hańbi swój mandat.

Czytaj też: Collegium Humanum to wierzchołek góry lodowej

Setki, tysiące lipnych dyplomów

Sprawa jest tak poważna i tak wielka jest skala nadużyć, że prokuratura wszczęła śledztwo, prowadząc je w kierunku postawienia rektorowi Collegium Humanum Pawłowi Cz. zarzutów kierowania grupą przestępczą i popełnienia w ramach tej działalności ok. 30 przestępstw, takich jak wystawianie dyplomów (certyfikatów) MBA za łapówki (12 przypadków), nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań, formułowanie gróźb karalnych, a nawet nadużycia seksualne.

Razem z Cz. na przełomie lutego i marca CBA aresztowało jeszcze sześć osób. W dziejach edukacji narodowej nigdy jeszcze nie mieliśmy do czynienia z czymś podobnym. Aż trudno uwierzyć, że doszło do nadużyć na taką skalę i kwalifikowanych tak surowo. To bardzo zła wiadomość nie tylko dla organizatorów procederu, lecz również dla dziesiątek (a może i więcej niż dziesiątek) beneficjentów.

Trzeba zachować ostrożność w podawaniu ich nazwisk, bo za chwilę wielu z nich może usłyszeć zarzuty. A mogą być poważne. Bo chodzi nie tylko o współudział w oszustwie, jakim jest wytworzenie i przyjęcie fikcyjnego dyplomu poświadczającego nieprawdę, lecz również o dawanie łapówek oraz – być może – o płacenie za fikcyjne dyplomy środkami pochodzącymi z funduszy publicznych. Gdyby okazało się, że za pseudodyplomy generałów zapłaciła armia, byłby to istny armagedon w siłach zbrojnych. A i bez tego można się spodziewać co najmniej odesłania grupy wysokich rangą oficerów w stan spoczynku.

„Rzeczpospolita” rozmawiała z oficerami CBA zaangażowanymi w śledztwo. W ich ocenie skala przestępstw popełnianych przez grupę oszustów z Collegium Humanum jest porażająca, a fikcyjne dyplomy to nie tylko dyplomy MBA, lecz również doktoraty i… habilitacje. Śledztwo zakrojone jest na bardzo szeroką skalę. Jak informuje oficer CBA, będzie obejmowało weryfikację setek, a nawet tysięcy dyplomów.

Czytaj też: Collegium Humanum. Maszynka do dyplomów dla ludzi PiS

Pseudoegzamin, pseudostudia

Istnieje kilka stopni i poziomów tego procederu – od zwykłego (i może „najuczciwszego”) wystawiania dokumentu za gotówkę, poprzez organizację zdalnego pseudoegzaminu, którego niepodobna nie zdać, aż po pseudostudia składające się z kilkudziesięciu godzin zajęć. Co można uznać za granicę między marną edukacją a przestępstwem – to jest rzecz do jakiegoś stopnia umowna. Zapewne przyjęte tu zostaną przez prokuraturę, a tym bardziej przez sądy, dość liberalne „warunki brzegowe”, dzięki czemu wielu posiadaczy kontrowersyjnych dyplomów MBA z Collegium Humanum będzie mogło nadal się nimi cieszyć, a podpisani na nich przedstawiciele uczelni nie zostaną w tych przypadkach pociągnięci do odpowiedzialności.

Inaczej jednakże będzie z kontrolą Państwowej Komisji Akredytacyjnej, która na zlecenie ministra nauki trwa już w Collegium Humanum. Jej wyniki z pewnością będą podstawą do odebrania uczelni wielu uprawnień. Nie oznacza to ryzyka dla obecnie studiujących tam osób. W takich przypadkach władze zawsze dbają o to, żeby niewinne osoby nie odczuły skutków cudzych nadużyć. Minister nauki Dariusz Wieczorek uspokaja studentów w tej kwestii, jednocześnie zapowiadając kolejne kontrole i ustawowe zaostrzenie warunków, jakie musi spełnić uczelnia, aby prowadzić studia. Ministerstwo, które o horrendum w Collegium Humanum dowiedziało się (jak przyznał minister) z licznych donosów, dostaje takowe również na temat innych uczelni.

Czytaj też: To nie jest kraj dla młodych badaczy

Rektor Collegium Humanum: niezłe ziółko

O rektorze Pawle Cz. aż chce się powiedzieć: „niezłe ziółko”. Zarzuca mu się bezwstydne przywłaszczenia znacznych kwot z budżetu uczelni, zastraszanie i napaści seksualne. Od własnej uczelni pożyczył sobie ponadto 9,5 mln zł, aby kupić apartament na Powiślu. Bonzo, jak się patrzy, trzeba przyznać.

Inni aresztowani zapewne niewiele mu ustępują. Jest między nimi współpracownik Pawła Cz. Zbigniew D., który sprzedawał dyplomy (w tym dyplomy MBA) Uczelni Nauk Społecznych w Łodzi m.in. sportowcom. W materiałach dowodowych związanej z tym głośnej przed kilkoma laty sprawy, prowadzonej przez prokuraturę w Gdańsku, wielokrotnie – i to w bardzo niekorzystnym kontekście – pojawiają się Anna i Robert Lewandowscy. Dziś, gdy sprawy Uczelni Nauk Społecznych i Collegium Humanum zaczynają się łączyć, a śledztwa – w nowych warunkach politycznych – przyspieszać, możemy się spodziewać wielu nowych, szokujących informacji.

W sprawie jest też wątek tragikomiczny. Otóż śledczy są w posiadaniu dowodów, że w jednym przypadku do przyjęcia łapówki Zbigniewa D. namawiała nominowana przez PiS do Trybunału Stanu na kadencję 2019–23 Iwona O. Kadencja się właśnie skończyła, dzięki czemu była prezeska Uzdrowiska Rymanów i piastunka wysokiej godności sędziowskiej, wymagającej nieposzlakowanej opinii, zapewne odpowie za przywłaszczenie umywalki, kabin prysznicowych i paru innych tego typu utensyliów.

Pani O., związana z PiS, nieprzypadkowo pojawia się w tym kontekście. Nie wszyscy nabywcy fałszywych dyplomów byli z PiS, ale ogólnie biorąc, cała afera dotyczy byłej ekipy rządzącej. Jej trzonem jest taśmowe produkowanie dyplomów dla pisowskich nominatów w spółkach skarbu państwa, a sama uczelnia korzystała z parasola ochronnego ministra Przemysława Czarnka, który nawet nagrodził ją za skuteczną rekrutację na trwający obecnie rok akademicki, mimo że już toczyło się w jej sprawie śledztwo CBA. Swoją opiekuńczą rękę kładł też na ramieniu Pawła Cz., swego bratanka, europoseł PiS Ryszard Czarnecki.

Potop z pękniętego kotła

Czy mamy się dziwić temu, jak nisko upadły te osoby? Czy mam wylewać krokodyle łzy z powodu istnienia popytu na lewe dyplomy i bezczelności, z jaką przez całe lata grasują przestępcy z doktoratami i habilitacjami w roli rektorów i dziekanów rozmaitych podejrzanych szkółek tego i owego?

Otóż ten dramat, którego jesteśmy świadkami, to potop z pękniętego kotła, w którym smoła gotowała się od dekad. Patologie sięgają samych początków III RP. Władze – ministerstwo nauki, prokuratury i sądy – traktowały z wielką pobłażliwością plagiaty, fikcyjne studia i inne patologie w nauce i edukacji. Zaliczanie prac studenckich będących oczywistymi plagiatami było i pozostaje w Polsce normą i procederem masowym. Plagiaty na poziomie magisterium czy doktoratu, które są formą kradzieży, oszustwa i wyłudzenia, a więc poważnym przestępstwem, nigdy zaś nie interesowały prokuratorów. Podobnie jak masowo i z największą bezczelnością, a wręcz jawnie świadczone przestępcze usługi pisania prac (również doktorskich) na zamówienie.

Dlaczego więc mielibyśmy się dziwić, że po latach sprawy zaszły tak daleko? Skoro nikt nie stawiał granic, to trudno byłoby spodziewać się czegoś innego. A inna sprawa, że mogliśmy mieć wyższe mniemanie o poczuciu przyzwoitości i honoru wśród naszych rodaków. Wyłudzenie dyplomu, niestety, najwyraźniej nie jest uważane w naszym społeczeństwie za rzecz szczególnie hańbiącą. W przeciwnym razie popyt na lewe dyplomy nie byłby masowy.

Warto uświadomić sobie, jak wielkie są szkody społeczne związane z procederem fikcyjnych studiów. Wieści o oszustwach na masową skalę niszczą społeczną reputację wyższych uczelni oraz oddziałują demoralizująco na młodzież. Ponadto te ponure sensacje krążą po świecie, który ma powody uważać Polskę za taki mało poważny i mało wiarygodny kraj, w którym handluje się wizami i dyplomami wyższych uczelni. A nadwerężonej w taki sposób reputacji nie da się naprawić jednym zwycięstwem wyborczym demokratów. Niestety.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną