Publiczność chce debat w kampanii prezydenckiej, zwłaszcza że ta w Końskich, przez swoją wymuszoną improwizację, nieźle namieszała i ruszyła sondażami. Dała też wiele do myślenia sztabom wyborczym.
Hołownia zapomniał
Już są zapowiadane kolejne debaty, jeszcze w pierwszej rundzie. A też rozochocony Szymon Hołownia wyzwał do pojedynku, sam na sam, Rafała Trzaskowskiego, niepomny tego, że obruszał się, gdy na solówkę umawiali się Trzaskowski z Nawrockim. Że to łamanie demokracji, wzmacnianie hegemonii duopolu, pogarda dla słabszych. I rozwalił tę, jego zdaniem, ustawkę. A potem sam jej chciał, ufny w swoją sprawność. Tyle że dostał odmowę, bo Trzaskowskiemu taka debata była po nic.
Widać, że sztaby główkują na potęgę.
Jeśli konkretna debata mogła ruszyć sondażami kosztem niektórych uczestników, a także nieobecnych, to pojawia się pytanie dlaczego. Jakie momenty były ważne, zdania, gesty, miny. Jak zatem przygotować swojego kandydata do nadchodzących debat, przećwiczyć z nim odpowiedzi na dające się przewidzieć krytyki, złośliwości i prowokacje? A też wyposażyć w to wszystko swojego kandydata.
Podkast: Koniec z duopolem? Sondaż „Polityki” powinien dać sztabom do myślenia
Kandydaci zza węgła
Bo rzeczywiście jest to ważne. Do legend przeszły debaty, które naprawdę, bez wielkiej przesady, zadecydowały o wyniku wyborów. Choćby polskie między Wałęsą i Kwaśniewskim czy Jarosławem Kaczyńskim i Tuskiem. Amerykańskie z osławionym pojedynkiem Kennedy’ego z Nixonem czy nawet niedawnym Trumpa z Bidenem.
Tu działa prawo wielkich liczb. Jeśli w Polsce debatę telewizyjną ogląda 6 mln ludzi i oni widzą, że ktoś błyszczy, ma refleks, talent do mówienia i oryginalnych pomysłów na tle nudziarza – i mogą w tym właśnie momencie podjąć decyzję wyborczą. Nowoczesna, masowa i często na wskroś populistyczna demokracja wymaga od polityków sprawności i umiejętności znajdowania się w niej, bez tego ani rusz.
Ale przecież ten mechanizm, ta logika może prowadzić do nieszczęść i do politycznej katastrofy, nie brak przykładów, także w dzisiejszym świecie. Tak więc w debaty trzeba się wpatrywać i wsłuchiwać, ale łączyć wrażenia z, jak to mówią historycy, wiedzą pozaźródłową. Kandydat: skąd idzie, co i kto za nim stoi, jaką drogę polityczną przeszedł, zanim znalazł się w debacie, jaka jest jego wiarygodność i autentyzm. Czy w jego biografii wszystko jest jasne i czyste. No i wreszcie: czy nam programowo pasuje. To jest zbiór jakichś gwarancji, odróżniający od kandydatów, którzy nagle wychodzą zza węgła i z mroku.