Polityka to nasz sport narodowy. Spójrzmy więc na nią jak na ulubioną dyscyplinę rodaków – skoki narciarskie. Pierwsza seria odbyła się w dziwnych warunkach atmosferycznych: fatalna kondycja lidera klasyfikacji Pucharu Świata, zaskakujące odległości innych skoczków, niesprzyjająca pogoda. Do drugiej serii zakwalifikowali się dwaj, mądrzejsi o poprzedni skok mają czas na przemyślenie kolejnego podejścia. Zabrakło lepszego wyjścia z progu, kombinezon był za ciasny, a może nie każdemu służy skocznia mamucia. To pytania, na które należy odpowiedzieć w skupieniu i z chłodną głową, na rozliczenia przyjdzie czas – za dwa tygodnie. Nic nie jest stracone i puchar pozostaje w zasięgu.
Pierwszy raz przy urnie
O ironio, wbrew szkolnym doświadczeniom wielu z nas najlepszym sojusznikiem może się okazać królowa nauk – matematyka. Rafał Trzaskowski uzyskał 6,1 mln głosów, a jego rywal 5,79 mln. Obaj powtórzyli wyniki reprezentowanych przez siebie ugrupowań. IBRiS z końca kwietnia daje KO 30,4 proc, a PiS 27,3 proc. Badanie tej samej pracowni z 12–13 maja wróży partii Donalda Tuska 31,8 proc., a Jarosława Kaczyńskiego 31,2 proc. Wyniki nie są więc zaskoczeniem, jeśli w nawias weźmiemy odrobienie przez Karola Nawrockiego strat z ostatnich tygodni.
Kandydaci skrajnej prawicy zgromadzili: 2,9 mln głosów (Sławomir Mentzen) i 1,2 mln (Grzegorz Braun), łącznie 4,1 mln. Koalicjanci Tuska zebrali: 978 tys. (Szymon Hołownia) i 829 tys. (Magdalena Biejat), w sumie 1,8 mln. Na tym etapie różnica wynosi 2,3 mln głosów, ale należy zwrócić uwagę na rekordowo wysoką frekwencję – 67,31 proc. – której głównymi beneficjentami okazali się Sławomir Mentzen, Grzegorz Braun oraz Adrian Zandberg. Z puli wyborców niegłosujących w październiku 2023 r.