Rozpoczął się proces „przekazywania głosów” przez polityków, którzy odpadli w pierwszej turze wyborów prezydenckich. To złożony rytuał polityczny i godnościowy, w którym trzeba się trochę puszyć, trochę dąsać, coś tam niby negocjować, a na końcu wykrztusić z siebie, na kogo będzie się głosować w drugiej turze. Oczywiście wszystko to z zachowaniem szacunku dla wyborcy, który wszak swój rozum ma i nie jest ani „pucharem”, który można komuś przekazać, ani tym bardziej „workiem kartofli”, który można przerzucać z kąta w kąt. Wprawdzie politycy do niedzieli 1 czerwca będą mieli niejedną okazję do tego, żeby się wypowiedzieć, jednakże zwyczaj nakazuje wygłosić jakieś oświadczenie najpóźniej dzień lub dwa po pierwszej turze. I tak też się stało.
Hołownia i Biejat na Trzaskowskiego
Szymon Hołownia nie powtórzył swojego błędu sprzed pięciu lat, kiedy to odmówił poparcia Rafałowi Trzaskowskiemu. W jego spektakularnej karierze politycznej był to bardzo zły moment. Teraz za to bez wahania i jeszcze w czasie wieczoru wyborczego poparł Trzaskowskiego w sposób bardzo jednoznaczny, nie stawiając żadnych małostkowych warunków. I pewnie zachował się tak nie dlatego, że kluczenie w tej sprawie mogłoby go kosztować utratę funkcji marszałka, lecz ze szczerego przekonania. Sytuacja polityczna w Polsce jest bardzo niebezpieczna i nie jest to czas na udawanie, że kto wie, może jednak zagłosuje się na kandydata PiS, jeśli kandydat PO nie zgodzi się na to czy owo.
Głosy oddane na Hołownię można zapisać na rachunek Trzaskowskiego,