Zacznijmy od tego, że hip-hopu najlepiej nie czytać. To przede wszystkim ma się dobrze prezentować kładzione na podkład muzyczny, jako sekwencja fajnie brzmiących, zapamiętywalnych wersów, niekoniecznie objętych rygorem rozpoczęcia, rozwinięcia i zakończenia. Autor „Patointeligencji”, Mata, wśród swoich największych mentorów wymienia O.S.T.R.-a i Tedego, a więc artystów uwielbiających improwizować, dygresyjnych, traktujących słowo jak tworzywo, niekoniecznie pierwszoplanowo.
W będącym częścią kultury hiphopowej graffiti chodziło o to, żeby ciekawie podać na murze czy pociągu swoją ksywkę, oznaczyć nią teren. Litery w pseudonimie brały się czasem z tego, że dobrze wyglądały połączone. I da się tu zastosować analogię do muzyki. „Xany od mamy z szafki z lekami” to mnóstwo dobrze współbrzmiących głosek.
Bartek Chaciński: Rapowe nowe słowa w starym roku
Jak z lupą podejść do tekstów rapowych
Nie da się ukryć, że wielu klasyków hip-hopu nie obroni się czytanych i nigdy nie miało takich ambicji. Jeden z najpopularniejszych młodych raperów, Bedoes, bez ogródek przyznaje, że jego hiszpańskojęzyczne „Polaco” nie ma sensu. I czy musi go mieć? „To akurat działa, bo jest świetnie nawinięte, dobrze wyprodukowane i bit jest klawy” – skomentował Paweł Sołtys ps. Pablopavo na Facebooku.