W najnowszej powieści autorka światowych bestsellerów - „Miniaturzystki” i „Muzy” i „Marzycielek” - śledzi złożone relacje między kobietami i pyta o ich najgłębszą istotę. Poruszająca i wielowymiarowa lektura.
1.
Czy Jessie Burton jest głosem pokolenia nowych kobiet? Tak i nie. Kim bowiem jest taka kobieta? Symbolem przebudzenia w patriarchalnym świecie? Istotą świadomą własnej wartości? Odważną? Owszem. Równocześnie głęboko nieszczęśliwą, poszukującą i rozedrganą.
Kobieta, którą w swoich książkach portretuje Burton, to osoba regularnie niepewna swojego miejsca we wszechświecie, próbująca dopasować się do ról narzucanych przez społeczeństwo, rozpaczliwie poszukująca własnej podmiotowości. I znajdująca ją, chociaż płaci za to wysoką cenę. Jakby nie mogła być po prostu sobą.
Książki Burton nie są ani czytadłami, chociaż niewątpliwie autorka ma dar pisania łatwo i sprawnie, ani romansidłami czy powieściami do poduszki. Zbyt mocno budzą ze snu, zbyt mocno wchodzą w krwiobieg.
Burton pojawiła się w światowej literaturze za sprawą „Miniaturzystki”, o którą walczyło kilku brytyjskich wydawców (a potem kilkudziesięciu zagranicznych), chociaż sama autorka była zupełnie nieznana. Coś jednak w tym projekcie sprawiło, że wydawnictwa stanęły do aukcji i zaczęły licytować zakup praw do książki.
„Miniaturzystka” spodobała się nie dlatego, że jej akcja toczyła się w malowniczym XVII-wiecznym Amsterdamie. Okazało się bowiem, że historia osadzona w odległej przeszłości nie jest przeszkodą do snucia uniwersalnej opowieści. A przecież powieści historyczne (z kilkoma wyjątkami) mają mniej czytelników niż te dotykające czasów współczesnych. Burton sportretowała w „Miniaturzystce” ludzkie grzechy – fałsz, obłudę, okrucieństwo. Nella, główna bohaterka, dojrzewa tragicznie, na wielu poziomach. Otaczają ją tajemnice, śledzą oczy, których nie widzi, i podsłuchują uszy, których się nie spodziewa. To kobiecość, która się budzi (nie tylko seksualnie) i która czuje zarówno bezsilność, jak i siłę.
2.
Kobieca bezsilność i siła to główne tematy Burton. Także w najnowszej powieści, „Wyznaniu”, jej bohaterki znają wszystkie ich odcienie.
Jest początek lat 80. XX wieku. Oto Connie, angielska pisarka, feminizująca, bezkompromisowa i homoseksualna. Poznaje Elise, dziewczynę z zawiłą przeszłością. Co takiego jedna widzi w drugiej? Ten związek to historia zależności, w której hojność miesza się z pazernością, radość z bycia kochaną z poczuciem tracenia siebie. Connie i Elise łączy miłość, także fizyczna.
Wydaje się, że obie nie mają wiele do stracenia, a jednak tracą. Potrzebując siebie nawzajem, oddając tej drugiej zbyt wiele. Kiedy Elise w końcu to sobie uświadamia, popada w szaleństwo. Ucieczka staje się dla niej jedynym sposobem na odzyskanie podmiotowości (Burton bardzo eksponuje tę cechę), problem w tym, że im dalej Elise ucieka, tym bardziej stoi w miejscu. Connie biegnie przed siebie, nie zatrzymuje się, ale w ostateczności i tak tkwi w bezruchu przez ponad trzy dekady.
Rok 2017, Londyn. Rose, równie niepewna siebie, jest uwikłana w związek dający złudne poczucie bezpieczeństwa. Odnalezienie matki, która odeszła, kiedy Rose była mała, staje się jej obsesją.
Burton prowadzi równocześnie dwie opowieści. W jednej jest Connie i Elise, w drugiej Rose i Connie – czytelnik może śledzić obie narracje, ale pisarka nie daje ostatecznych odpowiedzi dotyczących motywacji głównych bohaterek. Wszystko pozostaje otwarte, zawieszone. Jest w „Wyznaniu” również książka – pisana przez Connie – która staje się kluczem do wielu zagadek i pytań nurtujących trzy kobiety połączone wspólną tajemnicą.
3.
Burton nie boi się stawiać trudnych pytań o wybory, konsekwencje, podobnie jak nie unika wątku aborcji. Czy aborcja jest wyzwoleniem? Jaka jest ta wolność po niej i dokąd prowadzi? Czy to zawsze bilet w jedną stronę? Nie znajdziemy u Burton ckliwości, niewiele tu czułości. Jeżeli już, to dojmującą tęsknotę za tą ostatnią.
I fatalizm, a właściwie jego mocne przeczucie. Córka podąży śladami matki? Czy wszystkie kobiety wypełniają przepowiednie, wszystkie kończą to, co rozpoczęły matki? Można się od tego uwolnić? Jest coś, co każda kobieta dostaje w spadku? Najwyraźniej tak, ale Burton nie mówi, czym to jest. Dobrze wie, że łatwo zbanalizować rzeczy, które – z racji swej ostateczności – nie mogą podlegać żadnym analizom.
Są i mężczyźni, przeważnie jako tło kobiecego dramatu. Connie mówi: „Gdy facet pisze o rodzinie, nikt nie myśli, że chodzi mu o rodzinę. Nawet gdy pisze o odkurzaniu dywanów, wszyscy się ekscytują metaforą oczyszczenia duszy. Ale gdy dokładnie to samo robi kobieta, dla wszystkich jest jasne, że napisała książkę o sprzątaniu”. Dużo u Burton takich ironicznych wtrętów, to rodzaj gorzkiej refleksji, z którą nie wypada się nie zgodzić.
4.
W „Wyznaniu” jedna z bohaterek wspomina Sylwię Plath. Trudno o bardziej symboliczną postać – tragiczną, wymykającą się wszelkim klasyfikacjom. Plath jest w Elise, w Rose, Connie; w każdej kobiecie, która dojrzała do wyznania.
A czym jest ono samo? Czymś więcej niż listą priorytetów do zrobienia i czymś istotniejszym niż role przypisane płciom. Burton mówi, że wyznając, odkrywamy sens wszystkiego i do nas należy jego interpretacja. To bywa bolesne.
„Musisz jednak zrozumieć, że z każdą decyzją, jaką w życiu podejmujesz, wiąże się strata. Jeśli urodzisz to dziecko, coś stracisz, ale przecież usunięcie go też będzie stratą. Te straty są jednocześnie namacalne i absolutnie niewyrażalne. Jako ludzie rzadko wiemy, co jesteśmy gotowi stracić, dopóki do tego nie dojdzie. Musisz przygotować się na to, że będziesz żałować nawet tych decyzji, których w swoim mniemaniu żałować nie powinnaś”, tłumaczy Connie.
Tego matki raczej nie mówią córkom. Nikt nie mówi.
„Wyznanie” Jessie Burton ukazuje się nakładem Wydawnictwa Literackiego w przekładzie Łukasza Małeckiego.
Materiał przygotowany przez Wydawnictwo Literackie
Autor: Marta Bukowska