Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Ponury filmik o pogodzie promuje polskie książki

Kadr ze spotu Instytutu Książki Kadr ze spotu Instytutu Książki Youtube
Spot Instytutu Książki robi wrażenie autoparodii ujętej w konwencji hollywoodzkiego kina – z ponurym angielskim lektorem w tle. Ale to nie parodia. To się dzieje na serio.

Instytut Książki kilka dni temu pochwalił się spotem reklamującym polską literaturę na użytek zagranicznych wydawców. W rytmie patetycznej muzyki w stylu „Gwiezdnych wojen” robot w typie C3PO leży wyrzucony na brzeg morza. Chyba już dogasa, ale wciąż jarzą mu się oczy. Dalej mamy ciąg panoram błotnistego, ale potężnego kraju (architektura pałacowa), broniącego wiary w nowych czasach (chłopak z parasolem nad posągiem Maryi). Dużo, bardzo dużo widoków z drona, nad górami, nad lasami, w deszczu i w słońcu.

Nie zabrakło także tragicznej historii: oto Polak cierpi, bo został zmuszony do służby w pruskim wojsku. A może to Niemiec, który chciałby być Polakiem? Robot na pewno by chciał. Są i hałdy śmieci, malownicze, zwłaszcza że kucharz smaży tam mielone. O co chodzi? Nie sposób zrozumieć. Na pewno o patos i potęgę.

Czytaj też: Instytut Książki za rządów PiS zmienia się na gorsze

Festiwal polskich kompleksów

Cały spot robi wrażenie śmiałej autoparodii ujętej w konwencji hollywoodzkiego kina – z ponurym angielskim lektorem w tle. Ale to nie parodia. To się dzieje na serio. To raczej festiwal kompleksów i ból poszukiwania własnej narracji, własnego miejsca w świecie. Polska PiS 2020. Czuć pod tym wszystkim zakompleksiony namysł, jak postrzega nas mityczny „Zachód” i jak moglibyśmy wykorzystać to postrzeganie do naszych celów.

Reklama