W zwiastunie mockumentary (czyli fikcyjnej opowieści stylizowanej na produkcję dokumentalną) „Giń, 2020” pada pytanie: „Too soon?”. Faktycznie można się zastanawiać, dlaczego rok podsumowuje się, zanim się skończył (premiera 27 grudnia na Netfixie), ale i nad tym, czy minęło dość czasu, żeby śmiać się z trwającej tragedii.
Aktorzy nawet się nie spotkali
W przypadku pierwszej kwestii interesujące jest zwłaszcza tempo prac. Charlie Brooker i Annabel Jones, para odpowiedzialna za kultowe „Czarne lustro”, z pomysłem na nową produkcję zgłosili się do Netflixa w lipcu. Szybko dostali zielone światło i zatrudnili małą armię scenarzystów, którzy wspomagali Brookera w pisaniu. Musiało to być wyzwanie, bo choć twórca mówi, że pierwsze wersje skryptu były gotowe we wrześniu, to potem zdarzyło się jeszcze tak wiele, że praca skończyła się de facto wraz z ostatnim dniem zdjęciowym.
I znów: to rok 2020, więc sam proces kręcenia „Giń, 2020” był wyjątkowy. Zdjęcia do tej 70-minutowej produkcji trwały dziesięć dni w drugiej połowie listopada. Każdą z głównych postaci kręcono osobno, w izolacji, w pełnym reżimie sanitarnym, ze szkieletową ekipą – nawet Brooker i Jones obserwowali wszystko tylko na monitorach. Choć więc są w obsadzie m.in. Samuel L. Jackson, Hugh Grant, Kumail Nanjiani, Lisa Kudrow, Leslie Jones czy Joe Keery, a narratorem został Laurence Fishbourne, ekipa tak naprawdę nigdy się nie spotkała i nie pracowała razem.