Po sieci krąży mem skierowany głównie do 30-latków: „Chcesz się poczuć staro? Od premiery »Shreka« minęło 20 lat”. Można się z tego śmiać, ale pewnie niejeden widz będzie zaskoczony, że to już dwie dekady, odkąd w kinach pojawił się jeden z najważniejszych filmów współczesnej popkultury.
„Shrek” miesza i wywraca
Pisząc o znaczeniu „Shreka”, nie popadam w przesadę. Choć historia ogra, który mieszka sam na bagnach, a ostatecznie musi podjąć heroiczną wyprawę, nie jest może najbardziej błyskotliwa, to sam sukces produkcji zmienił sposób snucia opowieści w hollywoodzkich animacjach. Zresztą fenomen „Shreka” odkryła nawet Akademia, przyznając mu pierwszego w historii Oscara dla najlepszego filmu animowanego. Nie będzie wielką przesadą, jeśli stwierdzimy, że to właśnie „Shrek” wprowadził hollywoodzką animację w XXI w.
Na czym polegała rewolucja? Przede wszystkim na zmianie podejścia do widowni. Produkcje animowane przez lata były kierowane głównie do młodszego widza. Zdarzały się mrugnięcia okiem do dorosłych, ale rzadkie i drugoplanowe. Podobnie jak nawiązania do innych dzieł kultury popularnej. „Shrek” wywrócił to spojrzenie na odbiorcę do góry nogami. Z jednej strony wciąż opowiadał młodym widzom historię z morałem, ale zdecydowanie częściej zwracał się do widza dorosłego. Film nazywano anarchistycznym, bo nie tylko wywracał tradycyjną baśniową narrację, ale na dodatek był pełen niewybrednych żartów i nawiązań do kultury popularnej (co zresztą samo w sobie jest interesujące: ilu dzisiejszych młodych widzów wyłapie np.