Relacjonując w ubiegłym roku ograniczenia pandemii, pisaliśmy o scenie muzycznej jako branży FILO – first in, last out, zamykanej jako pierwsza, otwieranej jako ostatnia. W praktyce, poza pojedynczymi koncertami plenerowymi i zeszłorocznymi letnimi trasami TVP, nie istniała w wydaniu koncertowym. To ponad rok przerwy, podczas której zdarzały nam się okresy z premierami w kinach i teatrach, a teraz wracają wszystkie działania sceniczne, rozrywkowe (wesela) i sportowe (mecze piłkarskie), ale wciąż nie ma otwarcia scen koncertowych.
Wydarzenia wysokiego ryzyka
Wokalistka Daria Zawiałow opublikowała na Facebooku dwa zdjęcia: pustej sali na onlajnowym koncercie Organka w Opolu, a obok – z meczu Odry Opole na stadionie wypełnionym w 25 proc. Te 25 proc. to rzecz jasna masa ludzi większa, niż przychodzi na koncert polskiego wykonawcy przy pełnym wypełnieniu, ale u nas funkcjonuje kilka mitów. Po pierwsze, mit koncertów jako wydarzeń wysokiego ryzyka (potwierdzony absurdalnymi przepisami o spożywaniu alkoholu w zamkniętych strefach). Po drugie, mit tego, że muzycy to sobie jakoś poradzą. Tę elastyczność środowiska potwierdzają co najwyżej przypadki muzyków występujących na imprezach TVP. I wreszcie mit tego, że muzyka jest nieważna, bo nie wygrywa wyborów – do tego stopnia, by dziś nie uregulować przepisami nawet występów w plenerze.
Oczywiście przepisy – przy pewnej dozie fantazji – da się obejść. Już parę miesięcy temu jeden z raperów, kiedy nie można było zagrać promocyjnego koncertu w klubie, wynajął dom kultury (chwilowo otwarty).