Idealny pandemiczny artysta? Zalef. Czyli Krzysztof Zalewski. Wyjaśnienie zna każdy, kto widział solowe występy tego muzyka, który jako jedyny był przygotowany na wykonanie partii wszystkich instrumentów w swoich utworach samemu, co czyniło z niego wymarzonego bohatera lockdownu. A tegoroczna edycja nagród polskiego przemysłu muzycznego opisywała te najcięższe miesiące odosobnienia. Spośród 22 nagród z kategorii rozrywkowych i jazzowych autor albumu „Zabawa” odebrał więc cztery, a przy okazji przypomniał przebój „Annuszka” i przyniósł realizatorom transmitowanej przez TVN gali najmocniejszy akcent sceniczny. Odbierając Fryderyka w kategorii Autor roku, Zalewski ucałował w usta odczytującego werdykt Ralpha Kamińskiego, a potem „dodał coś autorskiego od siebie”. Brzmiało to tak: „Ci, co tak mówią, chyba mają rację, pięć gwiazdek, trzy gwiazdki i Konfederację”.
Pechowe Fryderyki 2020 i... 2021
To był, co dość oczywiste, najmocniej komentowany i najchętniej powtarzany cytat wieczoru. Kontrowersji w rodzimym show biznesie niewiele, podobnych gestów nie przygotowali inni, którzy przyjechali na organizowaną tym razem w Szczecinie galę Fryderyków. A niemało było tych, którzy w ogóle nie dotarli – dużą część nagród odbierali menedżerowie, wydawcy lub zaprzyjaźnieni artyści. Długi show w wypełnionej publicznością gigantycznej Netto Arenie z aż czwórką prowadzących (Gabi Drzewiecka,