Po zalogowaniu do aplikacji – czy to na telewizorze, laptopie, czy smartfonie – Netflix wita użytkowników przyciągającymi uwagę kafelkami z ofertą filmów i seriali; ekscytującym grafikom towarzyszą uruchamiające się samoczynnie trailery. Warto zwrócić uwagę, że np. konkurencyjny serwis HBO GO jest znacznie bardziej powściągliwy, jakby nastawiony na odbiorcę, który wie, po co przyszedł – może usłyszał o jednym z seriali od znajomych i postanowił się zapoznać, żeby nie wypaść z towarzyskiego obiegu.
Tymczasem ogląda się Netflixa; prezentowany wycinek z bogatej i wciąż rosnącej biblioteki produkcji własnych, współprodukowanych (i obrandowanych logo serwisu) i zakupionych od stacji telewizyjnych walczy o uwagę odbiorcy w przesyconym mediami świecie. Aplikacja nie ma wiele czasu, zanim znudzony potencjalny netflixowicz nie przełączy się na TikToka (to tam odpływa największa baza konsumentów treści wideo). Serial czy film musi z miejsca się sprzedać – czymś, o czym algorytm już wie, że to lubimy, albo czymś, co ma memetyczny potencjał. Świetnie pokazał to „Dom z papieru” – charakterystyczna maska Salvadora Dalego stała się wręcz znakiem rozpoznawczym nie tylko serialu, ale samego Netflixa. „Squid Game” wyróżnia się od razu – przedziwna lalka, zakapturzone postacie, grupa ludzi w zielonych kombinezonach… to wszystko z miejsca intryguje.