Nie dał rady James Bond, nie dali rady ani „Szybcy i wściekli 9”, ani „Diuna”, ale wreszcie Spider-Man wspiął się na szczyt. „Spider-Man: Bez drogi do domu”, kolejna odsłona przebojowej franczyzy Marvel Cinematic Universe, jako pierwszy kinowy film od czasu wybuchu pandemii przekroczył magiczną barierę miliarda dolarów globalnych wpływów (poprzedni film, któremu się to udało, czyli „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie”, trafił na ekrany w 2019 r.), bijąc przy okazji kilka mniejszych rekordów finansowych.
W czasach covidu to nie lada osiągnięcie: nawet największe hollywoodzkie hity z trudem odrabiały koszty produkcji. Niektóre filmy trafiały bezpośrednio do serwisów streamingowych, inne miały równoczesną premierę kinową i VOD, a część potencjalnych przebojów – jak „Top Gun: Maverick”, sequel kultowego przeboju z lat 80. z Tomem Cruise’em w roli głównej – została przesunięta dopiero na przyszły rok.
Czytaj też: Wirtualne plany filmowe
„Spider-Man”. Symboliczny triumf
Sukces nowego filmu o Spider-Manie przyniósł więc wielkim amerykańskim studiom szansę na odbudowę. Powolną i niepewną (szybko rozprzestrzeniający się wariant