Co do współpracowników i miłośników Władimira Putina od początku nie było wątpliwości: Walerij Giergijew stracił wszystkie posady i występy na Zachodzie, podobnie Anna Netrebko. Ale czy należy też – jak to dzieje się w Polsce od pierwszych dni wojny – wykreślać z repertuarów wszystkie dzieła rosyjskie? I właściwie dlaczego?
Im bliżej, tym ostrzej
W pierwszych dniach wojny jeszcze nie wiedzieliśmy tego, co wiemy dziś: że bestialstwo Rosjan w Ukrainie w istocie przekroczyło wszelkie granice. Dopiero zaczynał się exodus ukraińskich uchodźców, którego główny ciężar przypadł Polsce. Znaleźliśmy się jeszcze bliżej tego wielkiego nieszczęścia – przyszło do nas. Usłyszeliśmy o konkretnych ludzkich historiach. A najnowsze zdjęcia z Buczy chyba już nikomu nie dają spać.
Jesteśmy więc w stanie zrozumieć ból naszych sąsiadów i sądzę, że jeśli odwołujemy wykonania rosyjskich utworów czy występy rosyjskich wykonawców, to przede wszystkim z myślą właśnie o przeżywających ten ból. Rozumiemy też, że ich spojrzenie może być w tej sytuacji skrajnie bezkompromisowe – jak rozpowszechniana po sieci (m.in. na Onecie) wypowiedź dziennikarki i scenarzystki Oleny Pszenicznej czy też opublikowany na stronie „Wyborczej” tekst znanego pisarza Jurija Andruchowycza. Nawet jeśli nie w pełni się z nimi zgadzamy.