Sekcja “Hongkong: Kino czasu przemian” na 16. Azjatyckim Festiwalu Filmowym Pięć Smaków to okazja do obejrzenia ośmiu znakomitych dzieł zrealizowanych w Pachnącym Porcie w ostatnich 25 latach. To przedział nieprzypadkowy - 1 lipca 1997 r. wyznaczył początek nowej ery w historii miasta, które wróciło do Chin. Przegląd na Pięciu Smakach jest kroniką transformacji, jaka dokonała się w kinematografii od tego czasu. To przejście od filmów, które zdumiewały kreatywnością i wyznaczały trendy kina akcji, po skromne, ale nadal znakomite, opowieści obyczajowe o jednostkach z marginesu społeczeństwa.
Aby zrozumieć ogrom tej zmiany, cofnijmy się do lat 80. Hongkong był wówczas brytyjską kolonią, cieszącą się dużą swobodą ekonomiczną i artystyczną. Ściągali tu filmowcy z całego chińskojęzycznego świata, aby pracować w stricte komercyjnym otoczeniu, nastawionym na szybką produkcję dużej ilości rozrywki. Królowały filmy sztuk walki, a po premierze legendarnego “Lepszego jutra” Johna Woo w 1986 roku dominującym gatunkiem stało się kino gangsterskie. Hongkong przemienił się w filmowe miasto występku, w którego zaułkach dochodziło do napadów, pościgów, strzelanin. Branża pracowała bez wytchnienia - bez regulacji, bez zasad bezpieczeństwa, bez kontroli pochodzenia budżetów, ale z poczuciem, że na ekranie wyczarować można wszystko. Pełne bezczelnej energii kino akcji szybko zawojowało świat - dystrybuowane głównie na kasetach video. Przez lata filmy te uważane były za rozrywkę jarmarczną i przyziemną. Dzisiaj nie ma jednak wątpliwości, że specyficzne środowisko zadziałało jak laboratorium i w Hongkongu ewolucja X muzy przyspieszyła. Lata 80. i początek 90. uchodzą za najbardziej kreatywny dla światowego kina okres od czasu wielkich komików niemego Hollywoodu.
Później jednak Hongkong pozbył się swoich atutów. W latach 90. nastąpił exodus talentów. Niepokój związany ze zbliżającym się przekazaniem, wzmocniony krwawymi wydarzeniami na placu Tiananmen w 1989 r. sprawił, że do Hollywood wyjechali np. John Woo, Tsui Hark i Ringo Lam. Za nimi ruszyli uzdolnieni choreografowie, pirotechnicy, kaskaderzy. Dzięki nim kino hollywoodzkie weszło na wyższy poziom realizacyjnej finezji, a za symboliczny moment zakończenia transferu know-how z Hongkongu do mainstreamu można uznać premierę “Matrixa”. Znakomite sekwencje akcji zostały przygotowane przez mistrza Yuen Woo-pinga, a ich dopełnienie zaawansowanymi efektami CGI pozwoliło kinu przejść do XXI wieku. Od tego czasu w Hollywood w kąt odeszły toporne strzelaniny, a akcję zaczęto realizować z uwzględnieniem sztuk walki.
Tymczasem w Hongkongu trwał pełen wyzwań i niepewności okres po przekazaniu. Początkowo można było mieć nadzieję, że nowe pokolenie będzie kontynuować pracę swoich mistrzów. Pierwsze skrzypce grał Johnnie To, który po roku 1997 założył wytwórnię Milkyway i złapał mocny wiatr w żagle. Ograniczenia budżetowe i techniczne były jego siłą. Z rozmachem godnym profesora, To realizował kino akcji z grupą zaufanych współpracowników, dosłownie w budynku, w którym mieściło się biuro wytwórni i na sąsiadujących ulicach. Na Pięciu Smakach widzowie zobaczą jego policyjne arcydzieło “PTU”, które powstawało nocami przez ponad dwa lata.
Największym przebojem początku wieku była jednak sensacyjna trylogia “Infernal Affairs: Piekielna gra”, A. Maka i A. Laua. Młodzi, ale zaprawieni w bojach twórcy, wykorzystali w fabule tropy dawnego kina hongkońskiego, pisząc gęsty scenariusz o rywalizacji gliniarza infiltrującego triadę z przestępcą działającym w policyjnym mundurze. Widzowie i krytycy byli zachwyceni, mówiono głośno o odrodzeniu kina hongkońskiego. Dzisiaj “Piekielna gra” nadal zapiera dech w piersiach - jest tu wybitna intryga, znakomici aktorzy oraz metaforycznie ujęta schizofreniczna tożsamość Hongkończyków.
Próżno jednak szukać kolejnych filmów, które powtórzyłyby ten sukces - ta nadzieja miała już nigdy nie zostać spełniona. Zmiany sprawiły za to, że zaczęły się pojawiać filmy niezależne, finansowane nie tyle z pieniędzy wytwórni, co z grantów i funduszy publicznych. Na festiwalu znalazł się intymny “Motyl” Yan Yan Mak, o relacji dwóch kobiet w różnym wieku. To opowieść nacechowana wrażliwością i zmysłem estetycznym - w “Motylu” widać inspirację twórczością Wong Kar Waia, jednak film pozostaje całkowicie autorską wizją.
Innym przykładem kina autorskiego jest “Miłość i papierosy” Pang Ho-cheunga. Ta romantyczna komedia wychodzi od historycznego wydarzenia, jakim było wprowadzenie w mieście zakazu palenia w biurach. Jej siła tkwi w autentycznych, niegrzecznych dialogach, trafnie obrazujących stan ducha młodych Hongkończyków. Za przenikliwy portret pokolenia Pang był powszechnie chwalony, film odniósł sukces kasowy. Drugą część zrealizował z większym rozmachem, ale w… Pekinie, za chińskie pieniądze. Tym samym dołączył do licznej grupy twórców, którzy skorzystali z możliwości, jakie dawał rosnący w wielkim tempie rynek Państwa Środka.
Kiedy bowiem kino hongkońskie kurczyło się, kinematografia chińska obrała przeciwny wektor, napędzana publicznymi środkami i ambicjami klasy średniej, chcącej spędzać wolny czas tak, jak mieszkańcy Zachodu. Przez pewien okres otwierano w Chinach 10 sal kinowych dziennie (jest ich tam najwięcej na świecie), a żeby kręcić filmy potrzebowano doświadczonych twórców. W naturalny sposób zaczęto ich ściągać z Hongkongu. Czy ci mieli alternatywę? Wydaje się, że była i nadal jest to dla nich jedyna możliwość pracy w branży. Decydują się więc na nią gwiazdorzy, tacy jak Andy Lau czy Jackie Chan oraz reżyserzy. Np. Tsui Hark, jeden z najwybitniejszych artystów kina akcji XX wieku, obecnie realizuje w Chinach wysokobudżetowe agitki wojenne. Dwie części "The Battle at Lake Changjin", fresku o chińskich żołnierzach walczących z Amerykanami podczas Wojny Koreańskiej, zarobiły w Chinach łącznie 1,5 mld dolarów!
Część z tych filmów kręcona jest w Hongkongu ze statusem koprodukcji, więc lokalne firmy mają przy nich pracę. Problem w tym, że są to dzieła realizowane w języku mandaryńskim, a nie kantońskim (którym posługują się Hongkończycy), pod widza chińskiego - bezpieczne w wymowie politycznej i społecznej, pozbawione większych emocji. Zdarzają się jednak wyjątki. W przeglądzie znalazło się “W pogoni za smokiem”, ekscytująca opowieść gangsterska z czasów kolonialnego Hongkongu.
Wysysanie talentów przez Chiny było kolejnym gwoździem do trumny przemysłu filmowego w Hongkongu, który zaczął odchodzić od dzieł gatunkowych (mocno trzymają się jeszcze komedie romantyczne), na rzecz skromnego kina obyczajowego. Przez jakiś czas było ono zaangażowane politycznie i dokumentowało erozję demokracji w mieście. Te wątki zostały jednak porzucone, gdy Pekin brutalnie stłumił wielomilionowe protesty w 2019 r., i nakrył lokalne kino szczelną czapą cenzury. Wielu młodych artystów, którzy brali udział w protestach lub je filmowali, musiało opuścić ojczyznę, mierząc się z wizją procesów i więzienia.
Pozostało więc kino społeczne, dające głos tym, którzy wcześniej byli w filmowych opowiadaniach pomijani. To wciąż znakomite dzieła, zaskakujące dojrzałością i pomysłowością. Rzecz w tym, że powstaje ich coraz mniej, a twórcom coraz trudniej zdobyć na nie fundusze. Przykładowo “Moje słońce” Judy Chu to skromna, ale poruszająca opowieść o dziewczynie wychowanej przez niewidomych rodziców. To autobiografia - o możliwość ukazania swoich doświadczeń reżyserka walczyła przez lata. Niewielki budżet i intymna opowieść to także przypadek “Wąskiej drogi”, filmu o ludziach, którzy próbują przetrwać trudny ekonomicznie czas pandemicznego lockdownu. Reżyser, Lam Sum, mieszka już jednak w Londynie, miejscu emigracji wielu Hongkończyków.
Pytanie czy ci, którzy pozostali w Pachnącym Porcie, znajdą siłę i możliwości, aby w tych mrocznych czasach nadal przemycać w filmach ducha hongkońskiej tożsamości.
- Azjatycki Festiwal Filmowy odbędzie się w formule hybrydowej – w warszawskich kinach między 16 a 23 listopada, oraz online od 16 listopada do 4 grudnia.Więcej informacji: www.piecsmakow.pl.
Autorem tekstu jest Marcin Krasnowolski, dziennikarz i filmoznawca, selekcjoner festiwalu Pięć Smaków.