Oscary 2023: „Wszystko wszędzie naraz” rozbija bank. Skolimowski bez statuetki
Zaczęło się mocno: dwoma Oscarami za drugoplanowe role dla Jamie Lee Curtis i Ke Huya Quana w filmie „Wszystko wszędzie naraz”. Dla niej to pierwszy Oscar w karierze, on prawie już żegnał się z aktorstwem. „Moja historia zaczęła się w łodzi, spędziłem rok w obozie dla przesiedleńców i nagle znalazłem się tutaj. To jest amerykański sen” – mówił poruszony. Z czasem worek nagród dla twórców „Wszystko wszędzie naraz” się rozwiązał – dzieło otrzymało jeszcze statuetki za film roku, reżyserię, dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, montaż i scenariusz oryginalny. W sumie siedem nagród na jedenaście nominacji, sporo jak na film, który budzi skrajne emocje i nie wszystkim się podoba. „Łamiący wszelkie zasady dziwoląg, łączący elementy science fiction, komedii rodzinnej, kina akcji, dramatu psychologicznego i eseju naukowego”, podsumował w „Polityce” Janusz Wróblewski.
Reżyserzy Daniel Kwan i Daniel Scheinert – znani jako Danielowie – dedykowali swoje statuetki (wszystkim) matkom. Obaj zaczynali kariery jako twórcy teledysków muzycznych. „Nasi współnominowani są naszymi idolami” – mówił Scheinert. Istotnie pokonali gigantów, w tym Stevena Spielberga, Todda Fielda i Martina McDonagha. Ich filmy, co więcej, nie dostały oscarowej nocy żadnych nagród.
„Panie, nie pozwólcie, by ktoś wam powiedział, że wasze najlepsze dni już minęły”, mówiła z kolei Michelle Yeoh, pierwszoplanowa gwiazda „Wszystko wszędzie naraz”.