Czas sus, czyli jak staliśmy się podejrzliwi. W 2023 r. ciągle dawaliśmy się wodzić za nos
W lipcu pojawił się na Instagramie profil Aitany Lopez, modelki fitness z Barcelony. Miała różowe włosy i dość idealne proporcje, a że zdjęcia pojawiały się regularnie, zebrała szybko ćwierć milionów fanów. Podpisywała się jako „hiszpańska bogini pożądania”, tak jak każda influencerka reklamowała w swoich wpisach produkty, tyle że za dodatkowe 4,50 dol. miesięcznie można ją było podglądać na bardziej intymnym profilu w zamkniętym serwisie Fanvue. W sumie potrafiła zarobić do 10 tys. euro miesięcznie.
Aitana wchodziła też w proste interakcje – np. dziękowała widzom za komplementy. Nie odpowiadała tylko na pojawiające się ostatnio częściej pytania w rodzaju: „Czy to prawda, że nie istniejesz?”. Bo jakiś czas temu wyszło na jaw, że imię Aitana jest znaczące – to jedna z coraz liczniejszych sztucznie wykreowanych influencerek, którą jej twórcy z barcelońskiej agencji reklamowej The Clueless powołali do istnienia, mając dość żywych celebrytów i ich kaprysów. Dziś klienci już wiedzą, że modelka jest nieprawdziwa, ale zainteresowanie nie słabnie – nie jest zresztą jedyną wirtualną modelką (pierwsze tego typu pomysły pojawiły się w Japonii wiele lat temu). Bycie obserwowanym przez szerokie grono ludzi w żadnym razie nie świadczy już o prawdziwości.
Czytaj też: Cyberdziewczyna za dolara? Chatboty do walki z samotnością
Papież w kurtce Balenciagi
W 2023 r. dawaliśmy się wodzić za nos częściej niż dotąd. I nie dotyczyło to tylko sektora rozrywki. Weźmy papieża Franciszka i jego