Domy jak namioty, czyli dizajn dla kataklizmów. Tak projektanci walczą o ludzkość i planetę
Khudi Bari to ultralekki domek wzniesiony na bambusowych palach, którego mury zwija się szybko jak poły namiotu. Na zdjęciu wygląda niczym chatka na kurzej łapce z dalekiej krainy. Ale okoliczności powstania Khadu Bari są dalekie od bajkowych. Jego nazwa dosłownie znaczy „mały domek”, budowlę wprowadziło do użycia Char Shildaha, architektoniczne studio z Bangladeszu, jedna z wielu pracowni po każdej stronie globu, która stara się odpowiedzieć na permanentne zagrożenie kataklizmami odczuwane przez coraz większą populację planety Ziemia.
Połacie południowoazjatyckiego kraju, kojarzonego przede wszystkim z ubóstwem, rok w rok pokrywa sezonowo woda. Zalanych zostaje aż do 30 proc. terenu. Nam, obywatelom wciąż stabilnego i zamożnego świata, ewakuacja wydaje się najoczywistszym sposobem ratowania życia i mienia. Biedniejsze społeczeństwa muszą pilnować dobytku i plonów – żeby przetrwać. W Bangladeszu czasem 2 mln obywateli nie opuszcza terenów zalewowych; zatrzymują ich m.in. uprawy papryki i kukurydzy. Dzięki Khudi Bari, jeśli wierzyć relacjom, można przetrwać powódź. Ale tylko do czasu.
Marina Tabassum, nagradzana architektka autochtonka, wymyśliła taką konstrukcję chatek, by dało się je w razie konieczności przenieść. Mieszkańcy Khudi Bari mogą „rozbić” dom w bezpieczniejszej lokalizacji. „Nie musieliśmy tym razem się ewakuować. Zajęliśmy wyższe piętro. Mamy nadzieję, że już nigdy nie będziemy musieli rzucać się do ucieczki” – mówili prasie lokatorzy jednego z bambusowych domków. Architektka postawiła na tanie materiały – wzniesienie domu to koszt ok. 450 dol. wraz z robocizną. Uwolnienie setek tysięcy osób od lęku, że po raz kolejny dobytek pod ich nieobecność zostanie rozkradziony, to prawdziwa ulga.