Kultura

Chodzące nienasycenie

Jaki naprawdę był Witkacy? Chodzące nienasycenie. Badał na sobie, gdzie jest dno

Witkacy w Tatrach, wrzesień 1928 r. Witkacy w Tatrach, wrzesień 1928 r. Archiwum Elżbiety Jasieńskiej / Fotonova
Przeinaczano go i zmyślano. Dziś są w Polsce ulice Stanisława Witkacego, bo ktoś nie sprawdził, jak się nazywał. Taka postać to obiekt manipulacji, a nawet fałszerstw – mówi Przemysław Pawlak, autor biografii Stanisława Ignacego Witkiewicza.
Przemysław PawlakLeszek Zych/Polityka Przemysław Pawlak

JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Witkacego opisywano naukowo i plotkarsko, ale nie było ostatnio takiej pełnej biografii, czy ta postać obezwładnia?
PRZEMYSŁAW PAWLAK: – Nie chciałem pisać tej książki. Wydawało mi się, że są inne osoby bardziej do tego predestynowane. Musiałem znaleźć jakiś klucz do jego życia i jest nim podróż, wędrówka – w wyobraźni i w rzeczywistości. Kawał świata zwiedził już do 1918 r. Motyw podróży ułożył mi plan różnych etapów życia, bo i góry w dzieciństwie, i wyprawy do sztucznych rajów, i w końcu wyprawa w zaświaty. Popełnił samobójstwo na spacerze. Postanowiłem towarzyszyć bohaterowi, co wywołało koszmarny problem – musiałem wiedzieć, co robił, a nie tylko przytaczać sprzeczne relacje różnych ludzi. Kwerenda i śledztwo detektywistyczne doprowadziły mnie do niewiary w rozmaite teorie. Musiałem się przytulić do Czesławy Korzeniowskiej i Stanisława Ignacego również w ich ostatniej wspólnej drodze. Mam wrażenie, że poczułem, czym spowodowane było to samobójstwo. Doszedłem do wniosku, że miało ono także fizjologiczne podłoże: odwodnienie.

Pada w pana w książce pytanie, czy to chwilowy nastrój, czy świadomość tego, co nadchodzi.
Nie tylko on miał takie przeczucia. Nie chciał zderzyć się z masą, barbarzyńską tłuszczą, którą znał z Rosji z pierwszej wojny światowej. Miał doświadczenie frontowe, kiedy ludzie rzucali się sobie do gardeł tylko dlatego, że dostali taki rozkaz, szli po trupach kolegów i dźgali się bagnetami. On to nie tylko widział z bliska, ale i sam musiał to robić. W 1939 r. wiedział, że albo zbliża się powtórka, albo będzie jeszcze gorzej. Bał się o los ukochanej Czesławy, nie chciał, by spotkało ją najgorsze – gwałty, znęcanie się, tortury ze strony Rosjan. Stąd decyzja o wspólnym samobójstwie, które okazało się ostatecznie tylko jego końcem.

Polityka 11.2025 (3506) z dnia 11.03.2025; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Chodzące nienasycenie"
Reklama