Bohaterowie są zmęczeni
Bohaterowie są zmęczeni. Co dzisiejsze kino mówi o nas samych?
Jeżeli raz na jakiś czas pojawia się w książce lub na ekranie człowiek sukcesu, którego skłonni bylibyśmy polubić, to zaraz się okazuje, że to typ spod ciemnej gwiazdy. Nie został również wykreowany bohater heroiczny, uosabiający nasze wartości narodowe i historyczne. Nic dziwnego, że dzieci bawią się wciąż w Klossa i czterech pancernych, którzy powracają raz po raz na ekrany telewizorów, mimo protestów stowarzyszeń kombatanckich. Jak to się więc dzieje, że bohaterstwo i męstwo ciągle u nas w cenie, prezydent Lech Kaczyński co pewien czas przyznaje parę kilo orderów zasłużonym w walce o wolną, niepodległą Polskę, tymczasem w galerii bohaterów masowej wyobraźni pustka?
Najprostsza odpowiedź mogłaby brzmieć następująco: mimo wszystko żyjemy w całkiem normalnych czasach i nie ma potrzeby kreowania idoli (można by jeszcze zacytować podręczną kwestię z „Żywotu Galileusza” Bertolta Brechta: „Biedny to naród, który potrzebuje bohaterów”). Po drugie, kryteria, kto był bohaterem, a kto nie, tylko w pierwszych miesiącach po 4 czerwca 1989 r. wydawały się bezdyskusyjne. Potem, kiedy byli bojownicy o demokrację sami zaczęli rządzić, zapanował w tej sferze spory zamęt, który trwa do dziś. Wprawdzie w serialu Agnieszki Holland „Ekipa” można zobaczyć bardzo pozytywnego polityka, szlachetnego premiera Turskiego, ale jest to postać fikcyjna.
Nie chodzi jednak wyłącznie o herosów przewodzących ludowi, cierpiących za miliony, lecz także o zwyczajnych ludzi z krwi i kości, w losach których odbiorca mógłby odnaleźć elementy składające się również na jego emocjonalną biografię. Kiedyś takich bohaterów spotykało się w literaturze i w kinie.