Polscy wielbiciele czeskiej kultury dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza to elity zakochane w Hrabalu, Havlu i micie kulturalnego undergroundu. Wielu z nich wie nawet, że w Pradze mieszkał Franz Kafka. Druga grupa liznęła co najwyżej Haszka, zwykle w postaci telewizyjnego serialu. Obie te grupy deklarują sympatię do Czech.
I bardzo dobrze, bo to kultura dla Polaków ciekawa, m.in. dlatego, że znacznie wyżej niż my ceni komedię, uznając ją za gatunek równoprawny z dramatem. Mimo tego zainteresowania nie sposób się oprzeć wrażeniu, że kochając i podziwiając czeską kulturę, Polacy widzą tylko jeden jej wymiar. To poklepywanie po plecach i niepoważne traktowanie w stylu „no powiedzże coś, chłopie, to się pośmiejemy” doprowadza do szału czeskich intelektualistów, którzy mają dłużej do czynienia z Polakami. Z czasem przeradza się w stan trwałej alergii. Dyżurny Czech w Polsce Petr Zelenka słysząc pytanie: z czego śmieją się Czesi, powiedział „do widzenia” i się rozłączył. Czyżby Czesi też miewali zły humor?
Nawet dla wyrafinowanych intelektualistów język czeski brzmi – trudno powiedzieć dlaczego – zabawnie i pociesznie. To pierwsze wrażenie, powierzchowne, ale wbite do polskich głów bardzo głęboko. Jeszcze zanim ktoś zdąży się odezwać, zanim w ogóle się zacznie film – Polak już się śmieje. Powstaje wrażenie, jakby na południe od nas nie było normalnego społeczeństwa z jego problemami i ciekawą, złożoną kulturą, tylko 10 mln roześmianych głuptasów – najlepiej brodatych i lekko podpitych.
Jożin z wyżyn (artystycznych)
Śmiejemy się na kredyt, w ogóle nie zastanawiając się nad czeskim humorem. Właśnie ten mechanizm uruchomił oszałamiającą karierę, jaką niedawno zrobił w naszym Internecie czeski piosenkarz i kabareciarz Ivan Mladek z piosenką „Jożin z bażin”.