Film

Zwierciadło mroku

Recenzja filmu: „Oblicze mroku”, reż. Assaf Bernstein

Kadr z filmu „Oblicze mroku” Kadr z filmu „Oblicze mroku” mat. pr.
Reżyser stara się nie dawać widzowi jednoznacznych odpowiedzi, choć równocześnie sugeruje je w aż nadto klarowny sposób.

Reżyser Assaf Bernstein musiał mieć naprawdę olbrzymie aspiracje, realizując nieudane „Oblicze mroku”, które można co najwyżej potraktować jako wdzięczny materiał do analizy licznych kulturowych tropów i tematów. Jego film rości sobie prawa nie tylko do bycia pierwszorzędnym straszydłem, którym oczywiście nie jest, ale też eksploracją psychiki głównej bohaterki, jakże toporną i banalną.

Maria (India Eisley) jest atrakcyjną, lecz przy tym bardzo niepewną siebie nastolatką, której apatyczność sprawia, że staje się łatwym celem dla szkolnych tyranów, zwykle w takich przypadkach skupiających się na najsłabszych jednostkach. W przezwyciężaniu problemów nie pomagają rzecz jasna rodzice: równie mocno zahukana i popijająca matka (Mira Sorvino) oraz nieustannie krytyczny wobec wszystkich ojciec (Jason Isaacs), chirurg plastyczny, dzięki któremu całą trójkę stać na życie w luksusie (mężczyzna uważa zresztą, że depresja córki wynika z tego, iż nie jest wystarczająco ładna, więc prezentem urodzinowym ma być dla niej estetyczna operacja twarzy). Gnębiona licealistka sporo czasu spędza z samą sobą, wpatrując się w lustro, któremu zwierza się ze swoich bolączek. Dość szybko jej odbicie zaczyna żyć własnym życiem – okazuje się, że po drugiej stronie znajduje się mroczne oblicze Marii o mało wysublimowanym imieniu Airam. Kiedy dziewczyny zamieniają się miejscami, przepełniona nienawiścią postać ze zwierciadła rodem rozpoczyna prywatną zemstę na tych, którzy krzywdzili ją w przeszłości (gdzieś po drodze, jakby tego było mało, wygłoszony zostaje nawet wykład o dziewiątym kręgu piekła, wypełnionym mordercami).

Nie ma większego znaczenia, czy to, co dzieje się na ekranie, ma źródło w schizofrenicznym wnętrzu bohaterki, czy może jest już zjawiskiem nadprzyrodzonym. Reżyser stara się nie dawać widzowi jednoznacznych odpowiedzi, choć równocześnie sugeruje je w aż nadto klarowny sposób, już w pierwszym ujęciu prezentując ultrasonograficzne zdjęcie ciąży, z którego jasno wynika, że dzieci było w rzeczywistości dwoje. Pojawia się tu zatem motyw zmarłej siostry bliźniaczki, który wybrzmiewa następnie dzięki wszechobecnym lustrom, odbiciom w szybach czy cieniach na ścianach, co z kolei prowadzi do kwestii sobowtóra, doppelgängera, którego ujrzenie zwiastuje nieszczęście. Stąd zaś niedaleko do wierzeń ludowych, w których można upatrywać punktu wyjścia do poprowadzenia filmowej fabuły. Wszak Bernstein wykorzystuje ograny w horrorach (choć nie tylko) rekwizyt, jakim jest lustro, w którym – zgodnie z przesądami – ujrzeć można nie tylko swoje odbicie, ale także sporo ponadto, jak np. demony czy duchy zmarłych. W zwierciadle ujawnia się zatem sylwetka Złego, który w przypadku „Oblicza mroku” najpierw służy radą, następnie powoduje coraz większy zamęt w głowie Marii, by wreszcie porwać w zaświaty żywą istotę i zająć jej miejsce.

Te wszystkie kulturowe elementy to jednak za mało w zderzeniu z powolnym tempem utworu oraz usilnymi próbami generowania skrajnie ponurego nastroju, wyrażanego poprzez zimne filmowanie i tak już bladych twarzy bohaterów. Spora w tym zasługa fatalnego scenariusza i zbyt dużej pewności siebie reżysera, który – sięgając po spowszedniałe motywy – zrobił obraz, jakich wiele.

Oblicze mroku, reż. Assaf Bernstein, prod. USA, 103 min

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Rozmowa z filozofem, teologiem i byłym nauczycielem religii Cezarym Gawrysiem o tym, że jakość szkolnej katechezy właściwie nigdy nie obchodziła biskupów.

Jakub Halcewicz
03.09.2024
Reklama