**** in memoriam J.P.
1
...kiedy obmyślają sposoby zabicia
rozważane są różne techniki
2
a jednak wróci się do metod najprostszych
(na przekór wyznawcom elektroniki
przekonanym że istnieje tylko ich bogini)
i będzie użyta pałka -
gałąź sękata
3
drzewo:
możliwy arsenał narzędzi tortur i mordu
4
a tak walczymy o ochronę lasów
zapominając
że dopóki na powierzchni ziemi
zostanie choć jedno drzewo
ludzie będą ginąć mordowani drewnianymi pałkami
5
drzazgi
wbijane pod paznokieć
ziemi
Chmura Chmura
jako metafora
ale także chmura żywa
ruchliwe prazwierzę
w ciągłym poszukiwaniu
kształtu formy geometrii
miejsca
a tu
jedni wznoszą modły żeby przyszła
inni błagają odejdź
wiecznie pod presją sprzecznych pragnień
ofiara ludzkiego niezdecydowania
przeciwstawnych interesów
stąd tyle snucia się po niebie wahań gdzie się w końcu podziać
*** I nie zostało mi nic oprócz Boga - to znaczy
zostało wszystko
jeżeli wierzysz
*** Przetrwa ten, kto stworzył swój świat.
Bóg istnieje, bo stworzył swój świat,
Homer istnieje, bo stworzył swój świat,
I Michał Anioł, i Mozart.
Rafael stworzył wiele postaci - wszystkie one żyją.
Kłębią się potwory Hieronima Boscha.
Kobiety Renoira pokazują swoje ciała -
są piękne.
Pieją koguty Chagalla, jego cielęta hasają po niebie.
Don Kichot poprawia zbroję, Sancho Pansa nie przestaje
filozofować.
Ile jeszcze światów powstanie?
Ile postaci?
Ile zwierząt?
Druga Arka Noego?
*** Pierwszy:
Musisz się mierzyć
z tym co cię otacza
musisz być tutaj
ale być inaczej musisz się uczyć tego co osobność
i żeby była
nie pychą lecz siłą
Drugi:
Musisz i musisz
jak świstanie bata
Poeta Arnold Słucki na Nowym Świecie Nim
wyjechał na zawsze
do Jerozolimy
chodził po Nowym Świecie
patrzył nikogo nie widząc
stary płaszcz bez jednego guzika
na czole zawsze pot
w kieszeniach pełno wierszy
wyjmował jeden po drugim
w bramie
trzymając mnie za rękę
kazał czytać
Dobre?
Niedobre
Strapiony
wyciągał następne
piąty dziesiąty
w końcu wyciągnął gołębia
A to co? spytałem
Nie widzisz?
Mój ostatni wiersz!
Nie wiesz że ptak to wiersz? Poezja w locie?
Poeci Jeden z nich
pisze wiersz
i wysyła w świat
drugi robi to samo
i trzeci
wiersze spotykają się
stoją godzinami na rogu ulicy
nie widzą że już noc
i zaczęło padać
może to bezsenność
myśli zmoknięty przechodzień
może nie mają dokąd iść
w taki potop
Biebl:
morze zniekształca odpowiedź zatopionych
* * * Już wyglądamy ciebie nieustannie
już szykujemy jadła i napoje
już izba czysta już okna jak lustra
już brama w kwiatach i gałęziach świerku
Już wieszczą ciebie Merkury i Wenus
wróżbici klną się że nadejdziesz jutro
palą kadzidła i ćwiczą pokłony
nocą czuwają wypatrują jutrzni
A ty się zjawiasz niezauważona
nie masz korony ani nie masz skrzydeł
nie jesteś księżną ani archaniołem
tylko mocniejszym uderzeniem serca
* * * Siedzą
naprzeciw siebie
ona myśli
jaki on wspaniały
Piją
za oknem ciemno
wieczór okrąża miasto
zajmuje ulice
wypędza przechodniów
nagle
on sięga do swojego wnętrza
wyjmuje ropuchę
ona patrzy
czom nie wierzy
wyjmuje karaluchy
całą garść
ośmiornice polipy
pająki
wyłażą same
pełzną
spieszy się
bo jeszcze
dużo tego
cuchnące trepy clocharda
zgniły worek żebraczki
plugawe karły
strzygi
jędze
stół przy którym siedzą
(z martwą naturą pustej butelki)
ożywia się i porusza
ropucha skrzeczy
karaluchy pełzają
pająki wzbierają jadem
w zatrutych oparach
krąży
bełkocze
resztkami sił
wytacza się na dwór
znika
powłócząc nogami
*** Spójrz na różę więdnącą
jest zrozpaczona
jeszcze próbuje rozbłysnąć
jeszcze chciałaby się rozchylać otworzyć wywołać zachwyt
ale płatki
są już jak połamane skrzydła kolibra
coraz bardziej zamknięta w sobie
nawet nie wspomina dawnej świetności
opada jej głowa
więdną usta
kurczy się
cała zajęta tylko usychaniem
Sen widzę górę lodową mroźne pustkowie
przypuszczam że to Morze Arktyczne
w każdym razie daleką Północ
chyba biegun
wyżej chmury rozrzucone
ciężkie jak pola głazów
niebo osowiałe
bez światła
góra jest wysoka bardzo stroma
płynie po morzu
chociaż nie widać żeby płynęła
tak się tylko domyślam
raczej widać że jest nieruchoma
w ogóle nieruchomość odczuwa się tu najdotkliwiej
jest cechą tej krainy
panuje nad nią zupełna
wszechogarniająca
to nieruchomość wielkich przestrzeni
rodzaj absolutu
tym bardziej zwraca uwagę to co dzieje się na stokach góry
widzę ludzi
to dziwne
skąd tu ludzie
w tej pustyni skutej trzaskającym mrozem
zasypanej śniegiem
bez śladu żywego ducha
może jacyś rozbitkowie
kiedyś Titanic zderzył się z taką górą
większość poszła na dno
a tak się dobrze bawili
do końca nastrój był wspaniały
może to ci sami
widzę jak teraz uczepieni lodowego stoku robią wszystko
żeby nie wpaść do morza gdzie śmierć momentalna
zdaje się że na tym polega ich obecne życie
żyją aby nie zginąć
chwytają zgrabiałymi palcami za szkliste nawisy
to chcą oprzeć nogi na oblodzonej półce
tymczasem niezbadana ale wielka siła idąca od szczytu góry
spycha ich ciągle w dół
czy są to uderzenia lodowatej wichury czy groźne atakujące
promienie albo rodzaj specjalnej machiny
nie wiem
widzę tylko że ci ludzie próbują się utrzymać
próbują przetrwać
o co tak walczą
widzę ich opuchnięte ręce
ich szare twarze
jałową udrękę
ból
widzę jak ubywa im sił
co chwila tracą równowagę
raz po raz padają potłuczeni
ile tu cierpienia
jakaż przerażająca pantomima tych udręczonych ciał
ślizgawica
wystarczy że jeden poruszy się a już
przewracają się wszystkie szeregi
tak
ci uczepieni lodowych gzymsów są uformowani w szeregi
być w szeregu jest tu czymś bardzo ważnym
poprawia twoją sytuację
teraz
jakby dobiega mnie głos
to chyba ktoś apeluje o wytrwanie
i jako memento
pokazuje zgrabiałą ręką na morze gdzie śmierć momentalna
i widzę ich przerażone spojrzenia
i wiem że ich świadomość jest sparaliżowana bardziej niż
ich zmarznięte ciała
że są opętam myślą ostatnią po której żadna już myśl nie
jest możliwa
żadne człowieczeństwo
mówią sobie
niestraszna nasza udręka nasza katorga
jakoś tam przywykniemy
byle tylko nie było gorzej
i wtedy zacząłem przyglądać im się uważniej
i zobaczyłem że ci oberwańcy którym
drapieżne wichry potargały okrycia
ci potępieni nieszczęśnicy zawsze głodni
są na swój sposób zadowoleni
przyciskają się do lodowych skał z pewnego rodzaju
radością
i patrzą na lodową górę na której nic nie ma i nigdy
nie będzie bo jest martwa
odcieniem dumy
ponieważ pokochali swoje nieszczęście
swój los
nagle zerwała się zamieć
straciłem z oczu górę lodową
i bardzo w tym skamieniałypi pustkowiu samotny
pomyślałem
że powinno się płakać nad biedą ludzką
nad okrutną bezkresną biedą człowieka
biedą serca i umysłu
biedą wzroku i słuchu
rąk i nóg
biedą własną i innych
biedą szatańską i ślepą
biedą losu
niezgłębioną niewymierną niepojętą biedą
biedą istnienia
biedą Boga
*** Kiedy wchodzą na tę drogę
spieszą się ale w miarę jak płynie czas
w miarę jak idą
klatki w filmie przesuwają się wolniej
coraz więcej tu krzyży przydrożnych
jest i ptactwo
podziwiam kruki
ich posępny majestat
*** Nasi umarli
jakże przestało ich wszystko obchodzić
są zimni
obojętni
o nic nie pytają
trzymają się na uboczu
zawsze w tym samym miejscu
milczą
Rozmowa z J. Spytałem
czy A. popełnił samobójstwo
tego nie można tak określić
odparł
to było odejście
A. oddalał się powoli
trwało to jakiś czas
najpierw pojawiał się coraz rzadziej znikał tracił kontakt
z początku
nie zwraca się na to uwagi
kiedyś spotkałem go na ulicy
tu
powiedział dotykając głowy
tu nie mam nic
odszedł
skulony
jakby zaszyty w worku
komuś mówił
że to co widzi
jest coraz mniejsze
korczy się
potem rozpada
z tego powodu
tracił oparcie
w końcu
zostały tylko
rozproszone punkty w przestrzeni
jakiś czas
wirowały w powietrzu
jak płatki śniegu
aż znikły
świat zaczął staczać się
w niebyt
podążył za nim
*** Jogin Ramamurti
każe zakopać się w grobie
zostanie tam tydzień
lekarze zaświadczą że nie ma oszustwa
kto chce może zejść tunelem w dół
zobaczyć przez szybę:
Ramamurti leży w grobie
jest nieruchomy
nie oddycha
wszyscy są proszeni o składanie datków
ten pogrzebany chciałby coś zarobić
po to poszedł do grobu -
żeby przeżyć
po tygodniu odkopują jogina
Ramamurti wychodzi
jest osłabiony
dotknął absolutu
to zawsze wyczerpuje
kłania się zebranym
liczy datki
sto dwie rupie
mniej niż dziesięć dolarów
wszyscy rozchodzą się
zostaje pusty grób
Ramamurti zmartwychwstał
ale to nadal nędzarz
mijają tygodnie
nie ma co jeść
umiera z głodu
wracam do grobu
mówi
tylko w śmierci
życie
*** in memoriam A.C.
Puste miejsce?
przecież widzę
linia głowy
ramion
bioder
mimo wieku smukła sylwetka
patrzy
duże ciemne oczy
reszta jest powietrzem *** Profesor Kant
przechadzając się ulubioną Lorenzstrasse
w pewnej chwili przerywa spacer
i szybko wraca do domu
to nie deszcz
częsty w Królewcu o tej porze roku
ale myśl
którą chce pilnie zanotować człowiek nie jest rzeczą, a więc czymś, czego by można było używać tylko jako środka, lecz musi być przy wszystkich swych czynach uważany za cel sam w sobie.
Siedzi lecącego ptaka
jest chwila kiedy zapomina o wszystkim
coś go unosi
proszę uważać na śliski chodnik, profesorze
proszę się tak nie spieszyć
św. Augustyn: potem znowu spadałem ku rzeczom tego świata, płacząc. Zapis pewnej idei O tak
trwało długo
zanim nauczyłem się myśleć o człowieku
jako o człowieku
zanim odkryłem ten sposób myślenia
nim poszedłem tą drogą
w tym zbawczym kierunku
i mówiąc o człowieku albo rozmyślając o nim
przestałem zadawać pytania
czy jest biały czy czarny
anarchista czy monarchista
czciciel mody czy stęchlizny swój czy obcy
a zacząłem pytać
co w nim jest z człowieka
i czy jest
a także pytałem czy być człowiekiem to coś oczywistego co dzieje się samo przez się czy też trzeba ciągle do tego zmierzać nakłaniać się stale wzbudzać w sobie chęć bycia człowiekiem
i odtąd zacząłem szukać go
w jego odrębności
w jego wyłączności
chciałem się zbliżyć
przede wszystkim zbliżyć się do niego w sobie
wewnątrz siebie samego
pragnąłem aby we mnie istniał
bez nalepek oznak chorągiewek
bez tomahawka
bez pióropusza
żeby odrzucił blaszaną trąbkę
*** Opuściły mnie siły
radość odeszła bez śladu
moje ręce błądzą
nie znajdują rzeczy pewnych
chciałbym
żeby wzleciał ptak
żeby zaszczekał pies
szukam dowodów
że coś jest możliwe
*** Starszy pan
podnosi do góry
zaśliniony palec
bada
skąd wieje
następnie
ustawia się zgodnie z kierunkiem wiatru
i odlatuje
niewysoko
niedaleko
Wybór Odejść
zatrzasnąć za sobą wieko milczenia
czy ciągle
podejmować wysiłek od nowa
uwalniać gardło z ucisku
próbować oddychać
wymówić słowo
powiedzieć całe zdanie
zabrać głos w pośpiechu
nim znowu nałożą knebel
wiem że czekasz
ty który się wsłuchujesz
przykładasz ucho
do głuchej ściany
*** Znaleźć słowo trafne
które jest w pełni sił
jest spokojne
nie histeryzuje
nie ma gorączki
nie przeżywa depresji
można mu ufać
znaleźć słowo czyste
które nie spotwarzyło
nie doniosło
nie wzięło udziału w nagonce
nie mówiło że czarne to białe
można mieć nadzieję
znaleźć słowa skrzydła
które by pozwoliły
bodaj na milimetr
unieść się nad tym wszystkim
*** Dlaczego
świat
przeleciał obok mnie
tak szybko
nie dał się zatrzymać
zbliżyć
przejść na ty
pognał
znikający punkt
w ogniu i dymie