Powieść „Teresa” nie jest typową biografią, to raczej impresyjny portret – kolaż Ulriki Meinhof, członkini grupy terrorystycznej Rote Armee Fraktion, powszechnie zwanej Baader-Meinhof. Ta książka to właściwie gotowy scenariusz rozpisany na dialogi. (Tymczasem na nasze ekrany wchodzi film „Baader-Meinhof” według książki Stefana Austa). Steve Sem-Sandberg oprócz tego, że odtwarza sposób myślenia Ulriki, pokazuje jej życie w scenkach. Część z nich rozgrywa się na sali sądowej w czasie procesu grupy. Ulrike, miotana wściekłością, wyzywa sędziów od faszystowskich świń.
Wcześniej sama obserwowała jako dziennikarka lewicowego pisma „Konkret” proces terrorystów Baadera i Ensslin. Potem zaprasza ich do swojego domu i staje się członkiem grupy planującej zamachy. Kiedy zostaje aresztowana, ma przy sobie zdjęcie rentgenowskie guza mózgu, który męczył ją od lat i wedle niektórych był odpowiedzialny za jej wybuchy nienawiści. Narracja Sandberga jest fragmentaryczna i bardzo emocjonalna, co na dłuższą metę przeszkadza i staje się manierą. Mamy wrażenie, że autor nie ma do postaci żadnego dystansu, który jest w biografii konieczny po to, by pokazać rzeczywiste motywacje. Skąd brała się jej obsesyjna potrzeba sprawiedliwości? Skąd radykalna przemiana?
Dramat Ulriki nie jest, mimo udanych fragmentów, dość przekonujący w całości. Brakuje też wyraźnie zarysowanego tła, obrazu Niemiec, w których byli naziści robią kariery w polityce i biznesie. Oni byli często ofiarami zamachów RAF. Ta książka powstawała wewnątrz romantycznej legendy grupy Baader-Meinhof, która u nas nigdy nie była żywa. Na Zachodzie jej losy inspirowały teatr i wszystkie gatunki sztuki. Ale to już temat na inną książkę.
Steve Sem-Sandberg, Teresa, przeł. Irena Kowadło-Przedmojska, Czarne, Wołowiec 2009, s. 368
- Przeczytaj fragment książki
- Kup książkę w merlin.pl