Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Fragmenty książek

Sylwia Skuza – „Tylko nie Mazury”

Sylwia Skuza – „Tylko nie Mazury” Sylwia Skuza – „Tylko nie Mazury” mat. pr.

Prolog

– O żesz kurr… – Przekleństwo zamarło mu na ustach. Nie śmiał go dokończyć, bo przez korytarz sunęła posuwiście Nasza Jola. Nasz Jola była szefową kancelarii tajnej od bez mała trzydziestu lat. Kiedyś piękna i smukła jak italski cyprys uwodziła każdego. I każdy uwodził ją. Jednak lata mijały, a Nasza Jola wraz z ich upływem przybierała na wadze, co wpłynęło znacznie na niekorzyść ilości wysoko postawionych kochanków. Jednak wygląd wyglądem, a kompetencje i wiedza zawodowa pozostawały bezdyskusyjne.

Nasza Jola mogła bardzo pomóc, ale mogła i zaszkodzić. Dlatego siarczyste przekleństwo cofnął do gardła i przeczekał, aż sto dwadzieścia kilogramów żywej wagi płynnie przesunie się przez długi hol budynku. Niestety, wiadomość o przeniesieniu dopadła go właśnie tutaj, nie gdzie indziej. Przez ułamek sekundy miał jeszcze ochotę walnąć głową w ścianę, ale się powstrzymał. Z drugiej strony, wciąż go korciło, aby przywalić samemu sobie. Co go podkusiło, żeby interweniować?! Nie był na służbie, nie musiał, jednak nie mógł znieść, że mundurowi boją się zgarnąć agresywną szczeniarę, córkę prominentnego polityka. Żeby tylko szarpała za krzesła i wywracała stoliki! Kiedy rzuciła się z rozbitą butelką na Bogu ducha winną koleżankę, która próbowała ją uspokoić – nie wytrzymał. Pijana i otumaniona prochami nastolatka znieruchomiała po tym, jak fachowo, ale i boleś­nie, wykręcił jej obie ręce. Nie mógł tylko powstrzymać bluzgów, jakie wydobywały się z jej umazanych szminką i własną treścią żołądkową ust. Przez chwilę nawet słuchał z pewnym zainteresowaniem dość urozmaiconego ciągu wyzwisk, ale kiedy zaczęła obiecywać, co tatuś mu zrobi, jak się dowie, że została niewinnie zatrzymana, jej wykręcone ręce zmieniły kąt i potem było już słychać tylko nieludzkie wycie nastolatki. Nie lubił gróźb.

Potem sprawy potoczyły się szybko i przewidywalnie. Nastolatka trafiła do aresztu, nad ranem jej tatuś urządził pokazową konferencję prasową, przedstawiając siebie i córeczkę jako ofiary politycznej prowokacji i bestialstwa policji. O narkotykach, alkoholu i agresji nie padło nawet jedno słowo. Policja broniła się dość nieporadnie, a po tym, jak okazało się, że świadkowie nie chcą zeznawać, a zapisy z kamer dziwnym trafem stały się nieczytelne, finał sprawy stał się oczywisty. To on przekroczył swoje kompetencje i naraził dobre imię Policji, reagując w sposób nieadekwatny do sytuacji. Komendant pocieszył go jednak, że nastolatka i jej ojciec nie wniosą skargi na jego nieprofesjonalne i nieuzasadnione działanie. Oczywiście, dla dobra wszystkich, a już szczególnie jego samego. No i że najlepiej będzie, gdyby czasowo zmienił miejsce pracy na jakieś inne, optymalnie mocno oddalone od Warszawy.

ROZDZIAŁ I

Wiedział, że Ludmiła na pewno się nie ucieszy, ale takiego finału rozmowy nie przewidział. Ich perfekcyjny związek opierał się nie tylko na dobrym seksie, ale też zrozumieniu potrzeb partnera i wyrozumiałości dla jego wad. On dodatkowo cenił Ludmiłę za to, że po pierwsze nie chciała ślubu, a po drugie, i to chyba ważniejsze, nie śliniła się nad każdym bobasem, którego mijała, nie całowała go po rączkach, sugerując, że „jest już gotowa na dziecko”. Ta kwestia, choć byli bliżej czterdziestki niż trzydziestki, nigdy nie pojawiała się w ich rozmowach, dla nich obojga posiadanie potomstwa nie miało żadnego znaczenia. Byli perfekcyjną parą. Policjant i prawniczka. Wiecznie zajęci, wiecznie zapracowani i może dlatego tak bardzo wyrozumiali dla pracy drugiego, bo własna stanowiła centrum życia każdego z nich. Praca nienormowana, nielimitowana, ale dająca obojgu ogromną satysfakcję. Oczekiwał, że Ludmiła powie, że to w sumie nic takiego, że jakoś sobie jego dojazdy poukładają z jej terminarzem, ale ona milczała, wpatrując się w okno. Wreszcie, początkowo przeciągając wyrazy, powiedziała:

– Noo… Wiesz… Tylko nie Mazury! Przecież poza sezonem to kompletne zadupie! Nie bardzo to widzę… To chyba koniec naszego związku?

– Słucham? – Nie da się ukryć, że kompletnie go zaskoczyła. – Dlaczego?! Przecież… wszystko można jakoś…

Zmarszczyła brwi i przerwała mu stanowczym tonem:

– Nie. Nie można. Znam to. Najpierw myśli się, że spokojnie damy radę, a potem… Zawsze coś wypadnie, mnie lub tobie. Potem będzie odkładanie, przekładanie, a w końcu i tak wszystko się rozpadnie. Nie, związki na odległość nie mają przyszłości.

Był oszołomiony jej słowami. Tego się nie spodziewał. Objęła go i pocałowała.

– Kochany, przemyśl to na spokojnie. Zobaczysz, że mam rację.

– Oczywiście, pani mecenas. I tę sprawę pani wygrała. Co za argumentacja!

Roześmiała się i patrząc na niego zalotnie, zaczęła rozpinać guziki bluzki.

– Kiedy wyjeżdżasz? Może weźmiemy wspólny prysznic?

Zaklął pod nosem i przeszedł obok, nie patrząc na nią. W łazience słychać było jeszcze szum wody, kiedy spakował najpotrzebniejsze rzeczy i zamknął za sobą drzwi. Resztę zabierze następnym razem.

Mógł zostać w Warszawie jeszcze dwa dni, ale po tym co usłyszał, nie miał najmniejszej ochoty. Myślał, był nawet przekonany, że jest jej bliski, że nie zrezygnuje z niego tak po prostu, a już nie z powodu, że wysłali go do innego województwa.

W samochodzie obejrzał mapę, włączył GPS. Postanowił przenocować w Ostródzie, tam gdzie się urodził, a dopiero następnego dnia zameldować się na nowym komisariacie. W Mławie zatrzymał się na kawę i włączył laptop. Żeby tylko zesłali go do samego Orzysza… ale nie. Miał zająć się tzw. rejonem II. Wyjął dokumenty i zaczął czytać nazwy wiosek, które wchodziły w zasięg jego działań:

Rejon II: Aleksandrowo, Chmielewo, Cierzpięty, Czarna, Dąbrówka, Drozdowo, Dziubiele, Dziubiele Małe, Gałdynki, Gorzykały, Góra, Grądy, Grądy Podmiejskie, Grzegorze, Kamińskie, Kępa, Klusy, Mikosze, Mikosze Osada, Nowa Wieś, Nowe Guty, Odoje, Ogródek, Okartowo, Okartowo Przystanek, Okartowo Tartak, Osiki, Pianki, Rostki Skomackie, Rząśniki Leśniczówka, Strzelniki, Suchy Róg, Sumki, Szwejkówko, Tuchlin, Tuchlin Gajówka, Ublik, Wężewo, Wierzbiny, Zastróżne.

Obejrzał zasięg terenu na Google Maps i westchnął. Dni będzie spędzał w samochodzie, kursując między wioskami i roztrząsając spory o zabitą przez sąsiada kurę lub spisując zeznania w sprawie obitych ryjów uczestników wiejskich zabaw. No, może jeszcze dojdą groźby karalne albo mandaty za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Do takich wniosków upoważnił go przegląd prasy z Orzysza: „Groził nożem, bo nie chciała mu pożyczyć dwóch złotych”, „Ukradł sąsiadce elektryczny bojler”, „Pijany kierowca chciał przechytrzyć policję. Za kierownicą posadził 13-latkę”. Będzie atrakcyjnie jak w Ranczu, jego ulubionym serialu. Uśmiechnął się do siebie. Sam jestem sobie winny, pomyślał, chciałem być szlachetnym szeryfem, to mam.

Dopił kawę, zamknął laptop i ruszył do Ostródy. Mieszkała tam jeszcze jego dalsza rodzina, ale miał z nią słaby kontakt. Zaparkował przy Cmentarzu Komunalnym. Ze ściśniętym sercem szukał grobu babci. Kiedy już przy nim stanął, zorientował się, że przyszedł z pustymi rękami, bez kwiatów czy zniczy. Przyklęknął na jedno kolano i dotknął dłonią krawędzi płyty.

– Babciu – wyszeptał – gdybym tylko wiedział… – Czuł, że zaraz się rozpłacze, ale wziął się w garść. – Gdybym tylko mógł wiedzieć na pewno, czy cię zabiłem czy nie… – Niechciane łzy popłynęły nie tamowane już siłą woli. Kiedy po jakimś czasie się uspokoił, ruszył prosto do samochodu, jednak po chwili przypomniał sobie, że powinien zapalić na grobie świeczkę. Wybrał duży, ale skromny znicz. Umarli nie mówią, wiedział, że na zadane nad grobem pytanie będzie musiał odpowiedzieć sobie sam. Dobrze, że wreszcie odważył się je postawić, że wypowiedziane przestało być koszmarną myślą, która od lat kołatała się boleśnie po zakamarkach jego umysłu.

– Wrócę tu, babciu, kiedy będę wiedział.

Pozostałe dwieście kilometrów do Orzysza pokonał nie całkiem przepisowo, czuł jednak lekkość i ulgę, które dodatkowo napędzały jego auto. Najpierw postanowił odwiedzić komisariat w Orzyszu, potem poszukać jakiegoś mieszkania czy choćby pokoju do wynajęcia.

Budynek policji odnalazł bez trudu. Wiedział, że komendantem jest jakaś kobieta, nie kojarzył jej nazwiska, musiała być od niego sporo młodsza, albo sporo starsza, bo nie pamiętał jej ani z pracy, ani ze szkoły w Szczytnie. Szczytno… Uśmiechnął się na samą myśl o tamtych latach i omal nie potknął, wchodząc do pokoju, na którego drzwiach tabliczka informowała sucho: komendant. Za biurkiem nie siedziała jednak kobieta, a rosły mężczyzna. Rosły, to było za mało powiedziane. Potężny, co najmniej dwumetrowy olbrzym ledwo mieścił się za zgrabnym biureczkiem. Zupełnie nie zwracał uwagi na wchodzącego, tylko z napięciem wpatrywał się w monitor komputera, mrucząc coś pod nosem.

– Dzień dobry.

– Zaraz, zaraz… – Olbrzym, nie odrywając wzroku od monitora, gestem dłoni nakazał mu usiąść. Usiadł więc i przyjrzał mu się uważniej. Ta miodowa bujna czupryna, ten wzrost, tembr głosu, który, nawet przyciszony, przenikał przez mury. Mistras. Marek Mistras. Jak mógł nie rozpoznać go od razu! Wzruszył się nieco i zawstydził… Miał się do Mistrasa odezwać z Warszawy, a wcześniej jeszcze z Lyonu, bo przecież zaraz po szkole zaczął pracować w Interpolu, ale… się nie odezwał. Tak po prostu, bez powodu. A teraz stary kumpel ze Szczytna siedział przed nim i jak na razie nie zamierzał zaszczycić nawet spojrzeniem. Nie miał wyboru. Chrząknął i zanucił czysto:

– Hen na polu za dąbrową dopadł zając zającową i nie pytał, i nie prosił, lecz miłośnie wytarmosił.

Autorka: Sylwia Skuza; Tytuł: Tylko nie Mazury; Wydawnictwo MG; Warszawa, czerwiec, 2020; Str. 1-13

https://www.empik.com/tylko-nie-mazury-skuza-sylwia,p1239803853,ksiazka-p

Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama